Prokuratura podporządkowana PiS niczego nie wyjaśni, jedynym rozwiązaniem jest komisja śledcza, która byłaby w stanie naświetlić tę aferę - ocenił dziennikarz "Polityki" Grzegorz Rzeczkowski. Odniósł się sprawy biznesmena Marka Falenty, który w liście do prezydenta miał napisać, że ujawni zleceniodawców i szczegóły afery podsłuchowej. Opozycja również mówi o powołaniu komisji śledczej, a politycy PiS krytykują ten pomysł, choć kilka lat temu Prawo i Sprawiedliwość samo domagało się takiej komisji.
"Rzeczpospolita" opisała w poniedziałek treść wniosku o ułaskawienie, jaki Marek Falenta miał skierować do prezydenta Andrzeja Dudy. Biznesmen "przedstawia się w nim jako osoba lojalna wobec PiS i CBA, której obiecano bezkarność za odsunięcie PO od władzy" - czytamy w dzienniku.
Biznesmen miał również napisać, że ujawni zleceniodawców i szczegóły afery podsłuchowej, jeżeli prezydent go nie ułaskawi. Według informacji "Rzeczpospolitej" Falenta przekonywał, że został "okrutnie oszukany" przez ludzi "wywodzących się z formacji" prezydenta.
"Politycy PiS nigdy nie zadali sobie pytania, kto za tym stoi"
Dziennikarz "Polityki" Grzegorz Rzeczkowski podkreślił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, że "to konsekwencja działań Falenty, które widzieliśmy do tej pory". - Ewidentnie jest w pewnej desperacji i ewidentnie wskazuje na tych, którzy z nim współpracowali podczas podsłuchowego procederu - powiedział.
- Ten list można odczytywać jako swoisty akt desperacji człowieka, który liczył na coś więcej niż bezwzględne więzienie - dodał.
Jak zaznacza dziennik, Falenta "w piśmie wymienia 12 osób - prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, byłego skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego, ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, szefa CBA Ernesta Bejdę, oficerów biura i dziennikarzy piszących o aferze". Według artykułu w "Rzeczpospolitej", biznesmen pisze, że chce być świadkiem koronnym, ale dodaje: "oczywiście Zbigniew Ziobro mi tego statusu nie przyzna. Musiałby być katem własnej formacji".
"Już raz udowodniłem swoje możliwości. Po co to powtarzać?" - cytuje Falentę gazeta. Biznesmen ma wyrażać również gotowość do przekazania kolejnej kopii nagrań, w tym takich, które nie były jeszcze publikowane. W tym kontekście miał wspominać o rozmowie Mateusza Morawieckiego z prezesem banku PKO BP Zbigniewem Jagiełłą.
"Za Falentą stoją ludzie związani z PiS"
Jak zaznaczyła "Rzeczpospolita", Sąd Okręgowy w Warszawie - który dał dziennikarzom zgodę na wgląd w akta - zawiadomił prokuraturę o wynikającym z listu Falenty podejrzeniu popełnienia przestępstw.
Rzeczkowski odnosząc się do tych informacji, zaznaczył, że "wiarygodność Falenty jest - powiedzmy - taka sobie". - Natomiast to nie tylko wiedza Marka Falenty prowadzi nas do tych nazwisk, które wymienia w swoim liście. Chciałem przypomnieć, że nie tylko w mojej gazecie, ale chociażby w "Gazecie Wyborczej" pojawiły się teksty w oparciu o inne źródła, które wskazywały na inne osoby i które mówiły o tym, że za Falentą stoją ludzie związani z PiS - mówił.
- Mnie bardzo dziwi z jednej strony, a z drugiej strony śmieszy postawa polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy przez lata mówili o "taśmach prawdy", spijali niczym nektar te wszystkie podsłuchy, które były publikowane, nie podważali ich wiarygodności, nigdy nie zadali sobie pytania, kto za tym stoi, bo to nie tylko kwestia PiS, ale tropy (...) prowadzą też wprost do Rosji - komentował Rzeczkowski.
"Komisja śledcza byłaby w stanie naświetlić aferę"
Publicysta "Polityki" ocenił, że "prokuratura podporządkowana PiS, Zbigniewowi Ziobrze, niczego w tej sprawie nie wyjaśni".
- Jedynym rozwiązaniem jest komisja śledcza, która oczywiście ma swoje wady, ale jako jedyna sejmowa komisja śledcza byłaby w stanie naświetlić tę aferę, jeśli nie w pełni, to w zakresie nam dotychczas nieznanym - przekonywał.
- Opinia publiczna powinna domagać się od rządzących tego, by taką komisją śledczą jak najszybciej powołać - dodał Rzeczkowski. Przyznał jednak, że nie ma złudzeń, iż "taka komisja w tej kadencji - a jeśli PiS wygra wybory i będzie rządzić samodzielnie - w przyszłej, raczej nie powstanie".
"Na takie dogłębne wyjaśnienie sprawy liczyć nie możemy"
Rzecznik i poseł Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec podkreślił w rozmowie z TVN24, że "w normalnym demokratycznym państwie tego rodzaju zarzuty byłyby wyjaśnione przez niezależną prokuraturę i niezależne służby".
- Dzisiaj szans na to żadnych nie ma. Nie wierzę w to, żeby prokuratura podległa Zbigniewowi Ziobrze albo służby podległe Mariuszowi Kamińskiemu wyjaśniły chociaż rąbek tej tajemnicy, jakie były powiązania między przestępcą Markiem Falentą, PiS-em i Jarosławem Kaczyńskim oraz służbami ze wschodu - ocenił.
Jego zdaniem "na takie dogłębne wyjaśnienie tej sprawy liczyć nie możemy".
- Myślę, że gdyby ta prawda ujrzała światło dzienne, to ekipa polityczna, która maczała w tym palce, musiałaby odejść ze sceny politycznej - podkreślił Grabiec.
"Co dały komisje śledcze?"
Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz pytany w RMF FM o szanse na powołanie komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej, powiedział: - Dobrze, proszę bardzo! Ale nie powstanie [w tym Sejmie -przyp. red.].
- Co dały ostatnie komisje śledcze, to też bym chciał widzieć efekty tych, które powstały od wielu, wielu lat. Oprócz jednej [do spraw afery Lwa Rywina - przyp. red.] - stwierdził szef partii ludowców.
Dera: wniosek o komisję jest absurdalny
Prezydencki minister Andrzej Dera pytany we wtorek w radiowej "Trójce" o zgłaszany przez polityków opozycji postulat powołania komisji śledczej, odparł, że "to już jest jakaś fobia opozycji". Jego zdaniem taki wniosek jest "absurdalny". - Jaki sens ma powołanie komisji śledczej? - pytał Dera. - Po pierwsze, mamy koniec kadencji Sejmu, zanim się jakakolwiek komisja spotka, to się kadencja skończy. Jeżeli będą jakieś przesłanki do tego, żeby zainteresować organy sejmowe, (...) to proszę bardzo. Na razie mamy sytuację taką, że to sąd za czasów Platformy Obywatelskiej skazał tę osobę [Marka Falentę - przyp. red.] prawomocnym wyrokiem, gdzie główną przesłanką była chęć wzbogacenia się. Jeżeli to ma być przesłanką do komisji śledczej, to nie wiem, chyba by musiała powstać osobna instytucja - przekonywał Dera.
"Nikt chyba nie traktuje poważnie takich listów"
Wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki, odnosząc się do listu Falenty do prezydenta, powiedział dziennikarzom w Sejmie: - To niepoważne, przecież nikt chyba nie traktuje poważnie takich listów.
Na uwagę, że kiedy Prawo i Sprawiedliwość pozostawało w opozycji, nagrania z afery podsłuchowej były dla partii Jarosława Kaczyńskiego "taśmami prawdy", odparł: - Tak, ale skończyło się, jak się skończyło i myślę, że nic więcej nie można w tej sprawie zrobić.
- Pan Falenta próbuje walczyć o swoją wolność - komentował Terlecki. - Myślę, że mu się nie uda, ale trudno mi jest oceniać - dodał.
PiS chciało komisji śledczej
Inaczej Prawo i Sprawiedliwość reagowało po wybuchu afery podsłuchowej w 2014 roku. Jeszcze we wrześniu tego samego roku PiS złożyło w Sejmie wniosek o powołanie komisji śledczej. Posłowie tej partii argumentowali, że sprawa afery podsłuchowej jest przez ówczesną koalicję zamiatana pod dywan.
Według wniosku PiS komisja miałaby zbadać działania służb specjalnych, policji, członków rządu i ich podwładnych odpowiedzialnych za nadzór i koordynację pracy tych instytucji i organów, w związku z ujawnionym przez tygodnik "Wprost" procederem nagrywania urzędników, polityków oraz przedsiębiorców w kilku restauracjach w Warszawie. W czerwcu 2015 roku wniosek został odrzucony przez Sejm.
W lutym 2015 Mariusz Błaszczak twierdził, że "sprawę 'taśm prawdy' jest w stanie wyjaśnić tylko komisja śledcza działająca przy 'otwartej kurtynie'".
M.Błaszczak: sprawę ”taśm prawdy” jest w stanie wyjaśnić tylko komisja śledcza działająca przy ”otwartej kurtynie”.
— Prawo i Sprawiedliwość (@pisorgpl) February 27, 2015
Afera taśmowa
Afera podsłuchowa wybuchła w połowie czerwca 2014. Tygodnik "Wprost" zaczął wtedy publikować zarejestrowane rozmowy wysokich urzędników państwowych i biznesmenów.
Sprawa dotyczyła nagrywania od lipca 2013 roku do czerwca 2014 roku na zlecenie Falenty w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano między innymi ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury i rozwoju - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę i szefa CBA Pawła Wojtunika.
Biznesmen z wyrokiem
Marek Falenta za aferę podsłuchową został skazany w 2016 roku przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 2,5 roku więzienia.
O tym, że biznesmen ma odbyć zasądzoną mu karę, zdecydował 31 stycznia Sąd Apelacyjny w Warszawie. Odrzucił tym samym zażalenia obrońców, którzy ubiegali się o odroczenie wykonania kary między innymi ze względu na stan zdrowia skazanego. Falenta miał się stawić w zakładzie karnym 1 lutego, ale tego nie zrobił. Od tamtego czasu się ukrywał i był poszukiwany w związku z nakazem doprowadzenia do aresztu śledczego, który trafił do jednego ze stołecznych komisariatów 6 lutego 2019 roku.
Biznesmen został zatrzymany w Hiszpanii 5 kwietnia 2019 roku. Falenta został wydany Polsce przez hiszpańskie władze 7 czerwca i tego samego dnia został przetransportowany do Warszawy.
Autor: js//now / Źródło: TVN24, PAP, RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: tvn24