Sejmowa komisja spraw zagranicznych negatywnie zaopiniowała w środę kandydaturę byłej prezes Polskiego Radia Barbary Stanisławczyk-Żyły na ambasadora Polski w Izraelu. W dyskusji kandydaturę krytykowali posłowie opozycji, przedstawiciele PiS nie zabierali głosu.
Jak wskazywał, prezentując jej kandydaturę na posiedzeniu sejmowej komisji, wiceszef MSZ Jacek Czaputowicz, Stanisławczyk-Żyła, oprócz kierowania w latach 2016-2017 Polskim Radiem, może poszczycić się doświadczeniem akademickim - jako doktor nauk społecznych w zakresie nauk o polityce - i publicystycznym.
Prezentacja
W prezentacji poświęconej priorytetom swojej misji kandydatka wymieniła m.in. wspieranie "współpracy gospodarczo-naukowej", zwłaszcza w dziedzinie zaawansowanych technologii oraz "ugruntowanie marki Polska poprzez promocję naszego kraju jako dojrzałego, stabilnego i przewidywalnego partnera politycznego, promowanie naszej obecności w instytucjach międzynarodowych, naszej działalności na arenie międzynarodowej".
Stanisławczyk-Żyła zapowiedziała ponadto aktywność w dyplomacji publicznej i kulturalnej, nakierowaną na zmianę wizerunku Polski i Polaków, przełamywanie negatywnych stereotypów na ich temat oraz "wadliwych kodów pamięci".
W przeszłości kandydatka do objęcia placówki w Tel Awiwie pracowała m.in. jako wykładowca akademicki na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, kierowała wydawnictwem "Przekrój" oraz redakcją miesięcznika "Sukces".
Jest ponadto autorką szeregu książek publicystycznych oraz z dziedziny literatury faktu. Ostatnią była wydana w 2015 r. pozycja zatytułowana "Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce". Jak wskazał wiceszef MSZ, Stanisławczyk-Żyła jest też zaangażowana w problematykę polsko-żydowską, czego owocem jest jej honorowe członkostwo w Polskim Stowarzyszeniu Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Kandydaturę krytykowała opozycja
W dyskusji po wysłuchaniu jej prezentacji przed komisją spraw zagranicznych kandydaturę Stanisławczyk-Żyły krytykowali posłowie opozycji, wskazując na brak należytego doświadczenia i przygotowania do pełnienia funkcji na - jak mówili - ważnej i wymagającej placówce.
- Było to jedno z bardziej żenujących wysłuchań, jakich doświadczyłem od początku tej kadencji - ocenił Norbert Obrycki (PO). - Aż boję się i nie zadam tego pytania, jak zachowa się nasz przedstawiciel dyplomatyczny w tej sytuacji, która teraz się dzieje na naszych oczach, czyli uznania przez Stany Zjednoczone Jerozolimy jako stolicy Izraela (...). Jest pani po prostu nieprzygotowana do pełnienia tej funkcji (...), doświadczenia publicystyczne, które predestynowałyby panią na redaktora naczelnego polsko-izraelskiego pisma niestety nie są wystarczającymi kwalifikacjami, żeby reprezentować nasze państwo w Izraelu (...). Jestem zniesmaczony tą prezentacją i będę głosował przeciw - dodał.
Kandydatura nie budzi "merytorycznych wątpliwości"
Kandydatury bronił Czaputowicz, zapewniając, że z perspektywy MSZ nie budzi ona "merytorycznych wątpliwości". - Pani doktor oczywiście jest najbardziej znana jako osoba, która pracowała w mediach, (...) natomiast, jak już wspomniałem, jest doktorem politologii UW, Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, przed państwem stawało wielu ambasadorów, którzy wywodzą się ze środowiska naukowego - argumentował.
Wiceszef resortu dyplomacji przekonywał ponadto, że Stanisławczyk-Żyła "specjalizuje się w swoim życiu zawodowym" w problematyce stosunków polsko-żydowskich, "pisała na temat relacji polsko-żydowskich, zna to środowisko, zna stan stosunków, ale co jest jeszcze ważne, jest akceptowana w tym środowisku, (...) jest empatyczna wobec tego środowiska". - Jesteśmy przekonani, że będzie dobrym ambasadorem Rzeczpospolitej Polskiej w Izraelu - dodał.
Wtórowała mu sama kandydatka, wskazując m.in., iż, "jakkolwiek może zabrzmi to nieskromnie", jeśli chodzi o znajomość spraw polsko-żydowskich, "rozumienie ich również w szczegółach i w takim sensie, który pozwoli przełożyć się na dobre relacje między państwami, ale też na zbudowanie dobrego wizerunku w naszym kraju", uważa się za "jedną z lepszych specjalistek w tym kraju".
- Nie wiem, czy mieliście państwo możliwość i chęć zapoznania się z moimi pracami, z moimi książkami i wypowiedziami na ten temat. Jeśli tak, to jestem gotowa dyskutować, a jeśli nie, to zachęcam państwa, a nawet proszę o to, żebyście państwo zechcieli zajrzeć do tych publikacji. Może wtedy zdanie niektórych z państwa (...) ulegnie zmianie - przekonywała Stanisławczyk-Żyła.
"Jeśli przetrwam atak na mnie, przetrwam w Izraelu"
Kandydatka powoływała się też na swoje doświadczenie z okresu kierowania Polskim Radiem, kiedy to udało jej się nawiązać "bardzo dobre relacje na poziomie międzynarodowym" z innymi mediami europejskimi i światowymi. Zaznaczyła, że działo się to "w trudnych warunkach, bo czarny PR, który towarzyszył w tamtym czasie pracy w mediach publicznych, był dużym utrudnieniem".
Odnosząc się do wyrażanych przez posłów negatywnych ocen swojej kandydatury, Stanisławczyk-Żyła dodała: - Jeśli dziś przetrwam atak na mnie, to znaczy, że przetrwam i w Izraelu.
- Te opinie posłów to naprawdę nie jest najgorsza rzecz, która może panią spotkać w Izraelu, proszę mi wierzyć, i to, w jak sposób pani odpowiedziała pokazuje, że pani w dyplomacji jeszcze musi się niestety trochę nauczyć - skomentował z kolei jej słowa Piotr Apel (Kukiz'15).
Przedstawiciele PiS nie zabrali głosu
Głosu w debacie nie zabrali zasiadający w komisji przedstawiciele PiS.
Stanisławczyk-Żyła ma zastąpić na stanowisku ambasadora w Tel Awiwie Jacka Chodorowicza, który zakończy swoją misję w Izraelu - po ponad 5 latach - z końcem grudnia 2017 r.
Kandydata na ambasadora proponuje minister spraw zagranicznych w uzgodnieniu z premierem i prezydentem. Następnie MSZ występuje do państwa przyjmującego o wstępną akceptację. Jej otrzymanie pozwala MSZ na zwrócenie się do prezydenta z formalnym wnioskiem o nominację ambasadora. Zwrócenie się przez MSZ do sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych o zaopiniowanie kandydata wynika z obyczaju.
Autor: kb//mtom / Źródło: PAP