Do lokalu w nocy wrzucili "koktajle Mołotowa". To już drugi taki atak na pizzerię radnego w ciągu kilku dni. Właściciel Lech Kaźmierczyk mówi, że to bandyci żądający haraczu, którzy nękają go od siedmiu lat. Jego samego ranili nożem, straszą świadków w procesie i pracowników jego pizzerii "Leone" na osiedlu Orunia w Gdańsku.
W sobotnią noc ktoś wrzucił do pizzerii butelki z łatwopalną cieczą, zapewne benzyną. Zapaliły się stoły, lokal napełnił się dymem, uszkodzony został również dach z tworzywa sztucznego. Strażacy pojawiali się na miejscu już po kilku minutach, ale ogień zdążył wyrządzić szkody w pizzerii.
Właściciel lokalu, gdański radny Lech Kaźmierczyk, szacuje straty na co najmniej 30 tys. zł. "Leone" nie przyjmuje klientów. Pizzę wprawdzie piecze, ale można ją zamówić tylko z dostawą do domu.
Druga próba podpalaczy
Bandyci wrzucili "koktajle" przez tę samą dziurę w szybie, którą wybito kilka dni temu, podczas poprzedniej próby podpalenia. Od tamtej pory radny nie zdążył jeszcze wezwać szklarzy, zalepił tylko dziurę taśmą.
Pierwszy atak miał miejsce w nocy z 30 na 31 grudnia. Wtedy zapalił się tylko jeden z "koktajli", płomień osmalił ścianę, ale ogień się nie rozprzestrzenił.
Bo nie chce płacić haraczu
Radny Lech Kaźmierczyk mówi, że domyśla się, kto stoi za atakiem. Według niego za podpalenia odpowiedzialni są handlarze narkotyków z Oruni.
Siedem lat temu wpadli do pizzerii, zastraszyli załogę i klientów i zażądali pieniędzy. Kaźmierczyk odmówił im płacenia haraczu. Wtedy zranili go nożem , a od tej pory nękają jego pizzerię i jej pracowników. Nie przychodzą na rozprawy sądowe, jako usprawiedliwienie przynoszą zaświadczenia od lekarzy psychiatrów.
Bandyci mogli też zostać poparzeni
Na nagraniach z monitoringu widać dwóch podpalaczy, pod kapturami nie można jednak rozpoznać ich twarzy. Według Kaźmierczyka - bandyci mogli zostać poparzeni przez ogień, w pewnym momencie płomienie buchnęły w ich stronę i wówczas rzucili się do ucieczki.
Policjanci z lokalnego komisariatu poprosili o pomoc śledczych z Wojewódzkiej Komendy Policji – dowiedziała się nieoficjalnie "Gazeta Wyborcza". Materiał z monitoringu policja ma dostać dzisiaj rano. Do tej pory nikt nie potrafił poradzić sobie z nim technicznie – to jest nie można było przegrać nagranego filmu z kamery na płytę.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto, Radio Gdańsk