Wkrótce oficjalne otwarcie gazociągu Baltic Pipe. Jak zauważył w "Faktach po Faktach" Piotr Woźniak, były minister gospodarki i były prezes PGNiG, z oświadczeń rządu wynika, że w tym roku do Polski trafią nim nieco ponad 2 miliardy metrów sześciennych gazu. - To jest wielkie szyderstwo, bo gazociąg był przygotowany i do zakontraktowania i technicznie do funkcjonowania na co najmniej 8,5 miliarda, z wymachem na 10 miliardów nominalnie - podkreślił. Dopytywany, skąd ten brak, odparł, że "nie zakontraktowano gazu w odpowiednich ilościach".
Na 27 września zaplanowano uroczyste otwarcie Baltic Pipe, sztandarowego projektu polskiego rządu. To liczący około 900 kilometrów system gazociągów, zaczynający się na Morzu Północnym. Biegnie przez Danię, Bałtyk, a jego ostatnią częścią jest lądowa odnoga na terytorium Polski. 1 października ruszyć ma przesył gazu w kierunku Polski.
"Baltic Pipe ma swoją funkcję, to nie jest pomnik rury"
Pytany w "Faktach po Faktach", czy Baltic Pipe zapewni nam bezpieczeństwo energetyczne, Piotr Woźniak, były minister gospodarki i były prezes PGNiG, odparł, że "to zależy w jakim horyzoncie".
- Baltic Pipe ma swoją funkcję, to nie jest pomnik rury, to ma być źródło dostaw na rynek wewnętrzny. Z różnych enuncjacji administracji, które są strasznie trudne do zrozumienia, wynika, że będziemy mieli dostęp do mniej więcej takiej ilości gazu, jaką wydobywamy za pomocą spółki córki PGNiG na Morzu Północnym. To jest trochę ponad 2 miliardy metrów sześciennych rocznie - mówił.
Przypomniał, że Baltic Pipe pierwotnie miał być otwarty 1 stycznia 2023, czyli za trzy miesiące, i miał prowadzić około 8,3 miliarda metrów sześciennych rocznie, "czyli mniej więcej tyle, ile kupowaliśmy do tej pory od Rosjan w kontrakcie jamalskim".
- Nominalna zdolność przesyłowa tego gazociągu wynosi 10 miliardów. Ta różnica wynika z różnych względów, ale przede wszystkim z tego, że zgodnie z zasadami europejskimi 10 procent zdolności przesyłowej gazociągu powinna być zostawiona w rezerwie na kontrakty krótkoterminowe i bardzo krótkoterminowe, nawet kontrakty dzienne, żeby z dnia na dzień można było zamówić odpowiednią ilość. To jest w tej chwili 15 procent - tłumaczył.
Jak dodał, "z tych 10 miliardów trzeba brać pod uwagę mniej więcej 8,5 miliardów, ale z tego będziemy mieli w tym roku dostępne 2 miliardy w przeliczeniu rocznym". - Wygląda na to, że jest to rzeczywiście wielkie szyderstwo, dlatego że gazociąg był przygotowany i do zakontraktowania i technicznie do funkcjonowania na co najmniej 8,5 miliarda (metrów sześciennych), z wymachem na 10 miliardów nominalnie - podkreślił były minister. Dopytywany, skąd ten brak, odparł: - Bo nie zakontraktowano gazu w odpowiednich ilościach.
"Odbijamy się od oświadczenia do oświadczenia"
Rząd uspokaja, że nasze magazyny są pełne, ale eksperci tymczasem wskazują, że są najmniejsze w Europie. Pytany, czy możemy być spokojni, że przetrwamy zimę, Woźniak odparł, że nie wie.
- Magazyny gazu, których pojemność to mniej więcej 3 miliardy metrów sześciennych, każdej zimy, od kiedy pamiętam, od pięćdziesięciu paru lat, w sezonie grzewczym stanowiły normalne źródło dostaw. To nie jest zapas na czarną godzinę. Na koniec każdego sezonu grzewczego, na 1 kwietnia, stan magazynów jest w okolicach zera, dlatego, że cały gaz, który w nich jest idzie do sieci na bieżącą sprzedaż i bieżące zużycie w czasie sezonu grzewczego, a od 1 kwietnia zaczynają się tłoczenia i napełnianie magazynów sukcesywne, które trwa do 1 października - wyjaśniał były prezes PGNiG.
- Ten paradygmat został dość spektakularnie zdewastowany i w jego miejsce nie powstało nic nowego, oprócz tego, że odbijamy się od oświadczenia do oświadczenia - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: https://www.baltic-pipe.eu/