|

Bąkiewicz jako "obrońca Kościoła" kontra "barbarzyńcy". Tu nie ma przypadku

Robert Bąkiewicz jako "obrońca" kościoła św. Krzyża w Warszawie. Październik 2020 roku
Robert Bąkiewicz jako "obrońca" kościoła św. Krzyża w Warszawie. Październik 2020 roku
Źródło: Piotr Nowak/PAP
Po ułaskawieniu Roberta Bąkiewicza przez prezydenta Andrzeja Dudę obrońcy tej decyzji szerzą narrację o niewinnie skazanym za "obronę Kościoła przed barbarzyńcami". Absurd? Nie, przemyślana retoryka. I znana metoda budowania poparcia z wykorzystaniem fałszywego założenia.Artykuł dostępny w subskrypcji

Z jednej strony, ułaskawienie Roberta Bąkiewicza przez Andrzeja Dudę wywołało polityczną burzę, a z drugiej - dało prawicy paliwo do sankcjonowania kolejnych działań byłego prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, a obecnie lidera Ruchu Obrony Granic. Decyzją z 11 lipca 2025 roku prezydent zwolnił Bąkiewicza z obowiązku pracy na cele społeczne, którą to karę sąd wymierzył mu w 2023 roku za naruszenie nietykalności cielesnej aktywistki Katarzyny Augustynek (zwanej Babcią Kasią). Ułaskawienie jest częściowe, ponieważ Bąkiewicz będzie musiał zapłacić pokrzywdzonej 10 tys. zł nawiązki.

Tę decyzję skrytykowali najważniejsi politycy koalicji rządzącej. Premier Donald Tusk nazwał ją "nie tylko skandalem w ludzkim, moralnym wymiarze", ale też "politycznym sygnałem, że cała ta ekipa, razem z Nawrockim, Kaczyńskim i Braunem nie cofnie się przed niczym, byle odzyskać władzę". Minister sprawiedliwości Adam Bodnar stwierdził, że "to kolejny gest prezydenta pokazujący jego prawdziwą twarz jako osoby, która zamiast stać na straży konstytucji, regularnie podważa jej podstawowe wartości". Natomiast rzecznik rządu Adam Szłapka skwitował: "Żenujący koniec marnej prezydentury. Wstyd". Krytyka płynie także spoza środowiska politycznego, od wielu postaci publicznych. Pisarz Jakub Żulczyk skomentował ironicznie: "Panie prezydencie, po co tak wąsko na sam koniec. Szerokim chlebem. Ułaskawienia jeszcze dla Ludwiczka i Jaszczura, a dla Brauna Order Orła Białego".

Tymczasem obrońcy decyzji Andrzeja Dudy zaczęli przekonywać, że Robert Bąkiewicz bronił przecież kościoła przed atakującymi go "niewiernymi" i "barbarzyńcami". Tym samym zwykłą rozróbę, w której przygotowane bojówki pod wodzą Bąkiewicza zaatakowały manifestujące kobiety, przedstawia się teraz w publicznej dyskusji jako wzniosły czyn w imię wyższych celów. I właśnie obserwujemy, jak rodzi się kolejna fałszywa narracja: oto "obrońca Kościoła" broni Polski przed "barbarzyńcami". Wyjaśnijmy więc fakty, a przemocy i agresji nie nazywajmy obroną.

Czytaj także: