100 złotych - to cena wywoławcza za numerek w kolejce do Powiatowego Urzędu Pracy w Chełmie. Handel kwitł, ponieważ przed drzwiami co rano ustawiało się tam 200 osób. Urzędnicy sami teraz wydzielają numerki, ale nie poprawiło to sytuacji.
Przed urzędem pracy w Chełmie jeszcze przed otwarciem stoi około 200 osób. Większość nie spotka się z urzędnikiem - na dany dzień wyznaczonych jest tylko 40 "numerków", które miały być antidotum na kolejki, ale same wyrodziły się w kolejny problem.
Niektórzy stwierdzili, że na nich zarobią i sprzedawali numerek tym, dla których nie starczyło. Średnio za 30 złotych, choć ceny oferowane sięgały i 100 złotych.
Zatrudnili by kilka osób w urzędzie pracy
- Znaleźliśmy sposób na jego ukrócenie - mówi "Dziennikowi Wschodniemu" Alicja Nawrocka, dyrektor PUP w Chełmie. - Rano dwie pracownice stoją przy automacie. Jedna wydaje numerki, a druga spisuje z dowodów nazwiska. To rozwiązuje sprawę.
Gigantyczne kolejki utrzymują się nadal. Klienci pytają, czy nie możnaby zatrudnić kilku osób w urzędzie pracy, "skoro jest takie bezrobocie". Dyrektor PUP zapewnia, że urzędniczki obsługują petentów najszybciej, jak można. - A gdy jest szczególnie dużo interesantów, to do obsługi oddelegowujemy kolejnych dwóch pracowników - mówi Nawrocka.
I tak nie ma na co czekać?
Klienci PUP-u, którzy dobrnęli jakoś do okienka, też nie są specjalnie zadowoleni.
- Mnie urzędniczka poradziła, żebym się wyrejestrowała i szukała pracy na własną rękę. To jest sposób na bezrobocie? - pyta zdziwiona pani Agnieszka.
Źródło: "Dziennik Wschodni"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24