Był 7 sierpnia 1931 roku. Prokurator pojawił się na miejscu niespełna dwie godziny po zdarzeniu. Już świtało. Wschodzące słońce odsłaniało makabryczny widok. Lokomotywa, który najechała na ostatnie wagony stojącego składu leżała przewrócona bokiem po lewej stronie nasypu. Obok stały dwa kompletnie roztrzaskane wagony. W pogięte blachy wplotły się wygięte szyny kolejowe. Kolejnych sześć wagonów obu pociągów było uszkodzonych w mniejszym stopniu. Wokół leżały rozrzucone walizki i przesyłki pocztowe. "Z pod szczątków rozbitych wagonów dały się słyszeć jęki konających, ciężko i lżej rannych, oraz wołania o pomoc" - opisywał krajobraz zniszczeń dziennikarz Kurjera Wileńskiego.