B. premierzy o gabinecie Tuska. "Przez rekonstrukcję rządu kupuje się czas"

Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz byli gośmi "Faktów po faktach"
Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz byli gośmi "Faktów po faktach"
Źródło: tvn24

- Zawsze jak się zmienia ministra, albo jeszcze lepiej kilku, to odwraca się uwagę mediów i opinii publicznej od problemów, bo skupia się uwagę na tych nowych postaciach - ocenił w "Faktach po Faktach" Leszek Miller (SLD). - Sytuacje, w których dokonuje się zmiany rządu, rekonstrukcji i nowych otwarć wlewają trochę nadziei w tych wątpiących (w rząd) - uważa były premier Kazimierz Marcinkiewicz.

Premier Donald Tusk w przeciągu miesiąca odwołał dwóch ministrów: ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego i ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. A na połowę kadencji zapowiada głęboką rekonstrukcję rządu. Obserwatorzy przypuszczają, że ze stanowiskiem pożegnać może się minister sportu Joanna Mucha lub minister transportu Sławomir Nowak.

- Okres ostatnich 20 lat pokazuje, że sytuacje w których dokonuje się zmiany rządu, rekonstrukcji i nowych otwarć wlewają trochę nadziei w tych wątpiących (w rząd - red.) - twierdzi Kazimierz Marcinkiewicz, były premier za rządów PiS. Jego zdaniem wymiana personalna to jednak za mało, by coś się zmieniło w działaniu i postrzeganiu rządu.

- Gdyby za zmianą miała iść zmiana filozofii z tzw. ciepłej wody na filozofię reform... Rządzenie tak naprawdę jest nieustannym reformowaniem, które nigdy się nie kończy - uważa Marcinkiewicz.

Gra na czas

Zdaniem prezesa SLD Leszka Millera "przez rekonstrukcję rządu kupuje się czas". - Zawsze jak się zmienia ministra, albo jeszcze lepiej: kilku, to odwraca się uwagę mediów i opinii publicznej od problemów, bo skupia się uwagę na tych nowych postaciach - ocenił polityk. I dodał, że "można tak dojechać nawet do końca kadencji przy czym każda kolejna zmiana wywiera coraz słabszy efekt".

Miller uważa, że jeżeli taka wymiana ma ponieść za sobą "coś więcej niż zmianę personalną, to premier ma do wyboru trzy opcje". Pierwszą z nich jest zrezygnowanie przez PO z koalicji i przetrwanie do końca kadencji w rządzie mniejszościowym. Kolejną jest zmiana koalicji przez jej poszerzenie albo przewartościowanie. Ostatnia propozycja Millera to ogłoszenie przez Tuska przyspieszonych wyborów.

- Musi się na coś zdecydować, bo jeżeli dojdzie jedynie do prostej zmiany jednych na drugich (ministrów), to będzie to taki sygnał (ze strony premiera): "Okej, dojadę do końca kadencji. Zrobię jeszcze dwie, trzy podobne zmiany i jakoś do końca dotrwam" - stwierdził poseł.

PO wciąż ma szansę na zwycięstwo

W ocenie Marcinkiewicza Platformie opłaca się tylko jeden scenariusz: przedterminowe wybory. - Na pewno premier nie pokłóci się z PSL, bo nie opłaca się to żadnej ze stron. Także dlatego, by nie dawać PiS-owi na przyszłość koalicjanta. Rząd mniejszościowy to katastrofa - ocenił.

Ale - według niego - wybory w tym roku PO jeszcze by wygrała. Jeszcze mają 30 proc. i mogą wygrać z PiS-em - twierdzi, a swoją tezę podpiera zapowiadanym pogorszeniem stanu gospodarki w kolejnych latach. - W czasie kryzysu ciężko jest przejść suchą nogą przez wybory - dodał.

Tusk okładany jak w narożniku bokserskim

Marcinkiewicz twierdzi, że premier może jeszcze wyjść obronną ręką z niekorzystnej dla niego sytuacji jaką jest spadek popularności jego partii. - Dziś Donald Tusk funkcjonuje jak w narożniku bokserskim - jest okładany z każdej strony i właściwie tylko się broni - uważa były premier.

- Ale Donald Tusk dwa razy już zmieniał swoje postępowanie. Po raz pierwszy po przegranej z PiS w 2005 roku. Wtedy odzyskał werwę, przeszedł do ataku i wygrał. I po raz kolejny podczas wyborów w 2011 roku - zebrał się w sobie, ruszył w Polskę, pokazał, że jest silnym człowiekiem - przypomniał.

- Sytuacja tak się toczy, że dla postronnych obserwatorów premier jest tak słaby, że można go zaatakować. No i się go atakuje - dodał Miller.

Rządzenie dla rządzenia, a nie poprawy czegokolwiek

Dla Marcinkiewicza obecny rząd "rządzi dla rządzenia, a nie dla naprawiania sytuacji i źle funkcjonujących rzecz". - Cały czas mówi się o tych samych problemach, ale decyzje nie zapadają - powiedział.

Z politykiem zgodził się Leszek Miller. - Widać wyraźnie, że zegarki ministra Nowaka, Stadion Narodowy czy związki partnerskie to nie są problemy, które ekscytują ludzi - twierdzi poseł. - Rząd przystąpił do walki z bezrobotnymi, a nie do walki z bezrobociem. Trzeba wrócić do Clintona i przypomnieć jego słowa: "Gospodarka, głupcze". Kryzys już nie puka do naszych drzwi. On już się zadomowił w naszych domach i mieszkaniach, a teraz czuje się coraz lepiej - ocenił Miller.

Autor: zś//kdj / Źródło: tvn24

Czytaj także: