Dziennikarz i wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" Tomasz Surdel został brutalnie pobity w Wenezueli przez członków specjalnego oddziału tamtejszej policji. Zastępca redaktora naczelnego dziennika Jarosław Kurski wystosował w tej sprawie apel do polskich władz.
Tomasz Surdel relacjonuje dla "Gazety Wyborczej" wydarzenia w Wenezueli od lutego tego roku. Na przesłanym do redakcji "GW" zdjęciu ma zakrwawioną i spuchniętą twarz, rozbity nos i sine wargi.
"Atak na niego nie jest przypadkowy"
- Wielokrotnie ambasada Wenezueli zwracała się do nas z prośbą, żeby mitygować naszego dziennikarza i kwestionowała jego korespondencję. Atak na niego nie jest więc przypadkowy - ocenił Jarosław Kurski. Jak relacjonował, korespondent "GW" został zatrzymany przez tak zwane szwadrony śmierci - policję, która sprzyja prezydentowi Wenezueli Nicolasowi Maduro. - Poproszono go (Surdela) o dokumenty, stwierdzono jego tożsamość, więc chodziło o niego. A kiedy się przekonano, że to on, nałożono mu worek na głowę, pobito go kolbami karabinów, a nawet pozorowano próbę egzekucji - opowiadał Kurski.
Jak dodał, Surdel został pobity do tego stopnia, że nie był w stanie mówić. - Wezwał pomoc, w tej chwili jest pod opieką lekarzy. Zamierza wrócić do Polski - przekazał zastępca redaktora naczelnego dziennika.
Police in #Venezuela brutally beat #Poland journalist Tomasz Surdel, correspondent for @gazeta_wyborcza. IPI condemns horrific assault and demands those responsible be held to account. @JaroslawKurski @romanimielski @Bart_Wielinski @PolandMFA https://t.co/bDAcROVv8c pic.twitter.com/luc28GzF03
— IPI (@globalfreemedia) 15 marca 2019
Apel do polskich władz
W imieniu "Gazety Wyborczej" Kurski wystosował apel do polskich władz konsularnych i do polskiej służby dyplomatycznej, by podjęto "odpowiednie działania, które będą miały na celu ochronę nie tylko polskich obywateli, ale polskich dziennikarzy wykonujących swoje zadania". Wenezuela od kilku lat pogrążona jest w kryzysie gospodarczym i społecznym. Prezydent Nicolas Maduro oskarżany jest o doprowadzenie bogatego w surowce kraju do ruiny gospodarczej. W tym tygodniu wenezuelski parlament, w którym rządzi opozycja uchwalił dekret o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terenie całego kraju. Ma to pozwolić Wenezueli stawić czoło sytuacji spowodowanej awarią elektryczną, która od czwartku paraliżuje kraj. Nie działa transport, dystrybucja wody i telekomunikacja. Z powodu braku dostaw prądu w szpitalach zmarło co najmniej piętnaście osób.
Autor: momo//rzw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24, Twitter/@globalfreemedia