To, że prezydent USA desygnował Paula Wayne'a Jonesa na nowego ambasadora w Polsce, nie oznacza, że obecny szef amerykańskiej placówki w Warszawie Stephen Mull natychmiast ją opuści. Procedura jest długa: kandydatura wymaga jeszcze zatwierdzenia, konieczne są przesłuchania w amerykańskim Senacie.
Mull – jak zapewnia na swoim koncie na portalu społecznościowym - będzie w Polsce jeszcze przez kilka miesięcy. On sam złożył w Warszawie listy uwierzytelniające dopiero po czterech miesiącach od wysunięcia jego kandydatury przez prezydenta Obamę.
Kilka miesięcy do zmiany ambasadora?
Procedura przesłuchań w Kongresie USA zależy od harmonogramu prac senackiej komisji spraw zagranicznych; może trwać kilka tygodni, częściej kilka miesięcy, bywa nawet, że dłużej. Kandydatom zazwyczaj zadawane są ogólne pytania na temat kraju, do którego mają trafić, choć niektórzy senatorowie mogą domagać się bardziej szczegółowych wyjaśnień. Później Senat zatwierdza lub - co zdarza się niezwykle rzadko - odrzuca kandydata.
Obama 8 czerwca "wyraził zamiar mianowania" Jonesa na ambasadora w Polsce. Senat jeszcze nie wyznaczył daty przesłuchania.
55-letni Paul Wayne Jones to zawodowy dyplomata, w Departamencie Stanu zatrudniony jest od 1987 roku. Pierwsze kroki w karierze stawiał jako pracownik konsularny i sekretarz ds. politycznych na placówce w Kolumbii, w latach 90-tych trafił do Rosji, a potem do Bośni i Hercegowiny.
W 1996 roku otrzymał stanowisko wiceambasadora w Macedonii. Po powrocie do Waszyngtonu w 1999 roku został szefem biura ds. Bałkanów w Wydziale Spraw Europejskich i Euroazjatyckich ministerstwa spraw zagranicznych w Waszyngtonie. W latach 2004-2005 był wiceszefem amerykańskiej misji przy OBWE w Wiedniu.
Od 2005 roku jego praca koncentrowała się na państwach Azji: w latach 2005-2009 był wiceambasadorem USA na Filipinach, w latach 2009-2010 specjalnym przedstawicielem USA w Afganistanie i Pakistanie, a w latach 2010-2013 - ambasadorem w Malezji.
Od 2013 roku znów pracuje w Waszyngtonie w Wydziale Spraw Europejskich i Euroazjatyckich. Według informacji Departamentu Stanu mówi po hiszpańsku i rosyjsku.
Jego żona, Catherine, jest córką emerytowanego amerykańskiego dyplomaty Brandona Grove'a i autorką kilku książek kucharskich. Mają dwie córki: Aleksandrę i Hale.
Mull to "Wunderwaffe w rękach amerykańskiej dyplomacji"
Eksperci powstrzymują się od komentowania nominacji Jonesa. Chcą z tym poczekać co najmniej do jego przyjazdu do Polski. Wysoko natomiast oceniają dotychczasowego ambasadora USA w Polsce Stephena Mulla, a w zmianie nie dopatrują się niczego nadzwyczajnego.
Prof. Roman Kuźniar, doradca prezydenta ds. międzynarodowych powiedział, że Mull Polskę znał, był skuteczny z punktu widzenia mediów i opinii publicznej, potrafił także umiejętnie przedstawić amerykański punkt widzenia. - Był swoistą Wunderwaffe w rękach amerykańskiej dyplomacji – ocenił.
Kuźniar tłumaczył, że zmiana szefa placówki po trzech latach to standardowa procedura w amerykańskiej dyplomacji. Czasem - jak w przypadku ambasadora USA w Polsce Victora Ashe'a - kadencja bywała wydłużana, ale to rzadkość - dodał.
Również w opinii dyrektora Ośrodka Studiów Amerykańskich UW prof. Bohdana Szklarskiego w zmianie ambasadora nie należy doszukiwać się drugiego dna. - Minęła kadencja, która trwa trzy lata. To po (zamachach) 11 września zostało skrócone. W bardziej zapalnych regionach trwa ona nawet tylko dwa lata - wyjaśnił amerykanista.
Stwierdził, że ambasadorzy to tylko urzędnicy, "narzędzie w rękach Departamentu Stanu". Ale wyjazd Stephena Mulla Szklarski uznał za "stratę dla Polski", gdyż jego pracę oceniał wysoko.
Związany z Polską od lat 80.
Wielki żal z powodu wyjazdu popularnego dyplomaty wyrażają polscy internauci. Na Facebooku zorganizowali akcję pożegnania ambasadora pod hasłem "Chcę przytulić Stephena Mulla".
"Jestem bardzo poruszony, że tak wiele osób chciałoby pożegnać się ze mną zanim wyjadę z Polski. Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa i wiadomości które od Was otrzymuję, nigdy tego nie zapomnę. Będę tęsknił przede wszystkim za ciepłem i gościnnością Polaków" - odpowiedział im ambasador.
W czasie swej misji w Polsce ambasador spotykał się jednak nie tylko z dowodami sympatii. Po tym, gdy na swoim koncie na Twitterze zamieścił zdjęcie Tęczy z warszawskiego pl. Zbawiciela i nazwał ją "symbolem tolerancji", narodowcy uznali, że przekracza swoje kompetencje i wtrąca się w sprawy kraju, w którym gości.
Inne środowiska przywoływały natomiast okoliczności wyjazdu Mulla z Polski pod koniec lat 80. Wówczas młodemu dyplomacie władze PRL zarzuciły szpiegostwo za kontakty z działaczami "Solidarności".
"Rzeczpospolita" pisała w lipcu 2012 roku, że Mull, jako specjalista z dużym doświadczeniem w Europie Środkowej i Wschodniej miał zapobiec ekspansji rosyjskich wpływów w regionie.
Autor: adso/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24BiŚ