Członkowie grupy z Ukrainy zostali schwytani i prawomocnie skazani za przeprowadzanie akcji sabotażowych w Polsce - dowiadujemy się z reportażu Piotrka Świerczka w "Czarno na białym". Na temat motywacji sprawców i skutków ich działania w specjalnym wydaniu programu rozmawiali goście specjalnego wydania programu.
Grupa kilkunastu imigrantów ze wschodu, między innymi Ukrainy - zwerbowanych przez rosyjskie służby za pomocą jednego z komunikatorów internetowych – przeprowadzała akty sabotażu na terenie naszego kraju. Z reportażu "Czarno na białym" Piotrka Świerczka dowiadujemy się, że jedną z takich grup udało się schwytać i prawomocnie skazać. Dzięki zdjęciom i filmom z akt sprawy, nagrywanym przez samych sprawców, na światło dzienne wyszło, w jaki sposób są werbowani i jak działają szpiedzy w Polsce.
ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ: Rabota w Polsze
Historyk Piotr Tyma, były prezes Związku Ukraińców w Polsce, wyjaśnił w programie specjalnym "Czarno na białym", że zachowania tego typu "są charakterystyczne dla każdej wojny".
- Są przykłady bohaterstwa, zaangażowania, postawy godne pochwały, ale są też przykłady defetystów, ludzi unikających poboru, uciekających przed zaangażowaniem się i ta wojna nie jest wyjątkiem - podkreślił. - Ta wojna pokazała, że Ukraina nie jest krajem innym niż kraje europejskie - przyznał.
- Sytuacja obywateli Ukrainy, którzy znaleźli się na terenie Polski jest bardzo często różna. Motywy, dlaczego młodzi ludzie zgadzają się (na takie działania - red.), mogą być bardzo różne: od chęci zarobienia w łatwy sposób pieniędzy do nieświadomości, że są wciągani w misternie przygotowaną przez zawodowców sieć - dodał.
"Głównie wątek finansowy"
Reporter "Czarno na białym" i autor reportażu "Rabota w Polsze" Piotr Świerczek wskazał, że motywem działania grup "jest głównie wątek finansowy".
- Siedem dolarów za napis, pięć dolarów za rozrzuconą ulotkę, 300 dolarów za zawieszoną kamerę, 1000 dolarów za spalenie osoby, która wykryła działalność rosyjskich służb w komunikatorze Telegram, a na przykład 10 tysięcy dolarów za wykolejenie pociągu - powiedział reporter, podkreślając, że zatrzymana grupa albo nie zdążyła, albo nie chciała się podjąć najwyżej wynagradzanego zadania.
- W 90 procentach chęć zaspokojenia najróżniejszych swoich potrzeb, najczęściej finansowych jest motywem podjęcia współpracy z obcymi służbami. To jest często skomplikowany konglomerat, często psychicznych aspektów, które się na to składają - stwierdził emerytowany oficer Agencji Wywiadu płk Vincent Severski.
Piotr Świerczek przypomniał, że "to pieniądze skusiły kiboli Legii Warszawa do tego, by odwiedzić Wilno i pobić dysydenta rosyjskiego, byłego wspólnika Aleksieja Nawalnego, ale też Polacy odbyli podróż do Argentyny, by zastraszyć innego rosyjskiego dysydenta". - Motywacja finansowa jest nieobca nie tylko Ukraińcom, ale też Polakom - dodał.
- Większość agentów to są ludzie, którzy godzą się na współpracę z obcym wywiadem z niskich pobudek. Bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, że przyświecają chętnemu do podjęcia tego typu działań jakieś wyższe pobudki patriotyczne czy emocjonalne – zastrzegł Severski.
- To jest tani, wygodny sposób prowadzenia działań rozpoznawczo-dywersyjnych. Nie angażuje się do tego drogich, wyszkolonych dywersantów ze Specnazu, tylko za niewielkie pieniądze rekrutuje się ludzi jednorazowego użytku – dodał.
"Dezinformacja karmi się chaosem"
W podsumowaniu raportu komisji do spraw rosyjskich i białoruskich wpływów znalazła się informacja, że "rosyjska narracja z uwagi na nastawienie polskiego społeczeństwa nie koncentruje się na promowaniu Rosji, opiera się natomiast na krytyce i podważaniu zaufania do instytucji i procesów demokratycznych, w tym rządu, NATO, Unii Europejskiej, zwiększaniu polaryzacji".
Specjalistka do spraw dezinformacji dr Katarzyna Bąkowicz z SWPS zwróciła uwagę, że elementem tego typu działania w reportażu "Czarno na białym" było pisanie po murach na temat NATO.
- Działania wymienione w reportażu mogą się wydawać, że są detaliczne, są drobnostkami, natomiast na tym właśnie polega cała przebiegłość zleceniodawcy tego typu zadań, ponieważ one nie niszczą w jakiś sposób Polski i miały to robić tak, żeby nikt nie ucierpiał. Ma cierpieć mienie, społeczeństwo, ale nie konkretna osoba - powiedziała.
- Dezinformacja karmi się chaosem. Jeżeli ktoś chce zawładnąć umysłami mas, będzie robił dwie rzeczy: będzie wprowadzał chaos informacyjny i będzie budził strach - podkreśliła.
Specjalistka do spraw dezinformacji użyła metafory uśmiercania stosowaną w starożytnych Chinach nazywaną "metodą tysiąca cięć". - Kiedy skaleczymy się w palec czy rękę nie umrzemy od tego. Ale jeśli będziemy mieli na ciele tysiąc takich skaleczeń, umrzemy w potwornych męczarniach. Tak zabija się demokrację, Polskę i Unię Europejską - powiedziała.
- Tysiąc napisów na murach, tysiąc kamer, akcji sabotażowych. Podejrzewam, że one już dawno przestały być działaniami typu hard, spektakularnymi akcjami, o których będą trąbić media na całym świecie - wyjaśniła. - Będą się działy i już dzieją się rzeczy, które są drobne, pozornie niezauważalne i też w zasadzie o niskiej szkodliwości - przestrzegła.
Źródło: TVN24