26 stycznia Sąd Najwyższy rozpatrzy kasację obrony biznesmena i lobbysty Marka Dochnala, skazanego prawomocnie na 3,5 roku więzienia za wręczanie łapówek byłemu posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi.
Trzech sędziów SN zajmie się jedną z najgłośniejszych spraw korupcyjnych ostatnich lat. Dotyczyła ona udzielania w 2004 r. przez 53-letniego dziś Dochnala korzyści majątkowych i osobistych Pęczakowi - ówczesnemu posłowi SLD i baronowi Sojuszu w Łódzkiem oraz szefowi sejmowej komisji kontroli państwowej.
Miały być mu przekazywane w zamian za informacje lub działania dotyczące sprzedaży akcji Polskich Hut Stali koncernowi LNM Holdings oraz prywatyzacji Grupy G-8 i Huty Częstochowa. Takie zarzuty postawiła Dochnalowi Prokuratura Apelacyjna w Katowicach.
"Bezzasadne apelacje"
W 2012 r. Sąd Rejonowy w Pabianicach skazał Dochnala na 3,5 roku więzienia i 450 tys. zł grzywny, a jego współpracownika Krzysztofa Popendę - na 2 lata i 10 miesięcy oraz 52,5 tys. zł grzywny (obaj zgodzili się na podawanie nazwisk). Sąd uznał, że Dochnal wręczył Pęczakowi w sumie ponad 545 tys. zł korzyści majątkowych i osobistych, a jego współpracownik - ponad 242 tys. zł. Uzasadnienie wyroku - tak jak większość procesu - utajniono.
W 2013 r. Sąd Okręgowy w Łodzi utrzymał wyrok SR. SO oddalił apelacje obrony obu oskarżonych, którzy chcieli zmiany wyroku bądź ponownego procesu. Obrońca Dochnala wnosił o umorzenie postępowania, dowodząc, że ujawniając w śledztwie fakt wręczania łapówek funkcjonariuszowi publicznemu, nie powinien on podlegać karze.
SO uznał obie apelacje za "oczywiście bezzasadne". W jego ocenie SR trafnie ocenił całość postawy procesowej oskarżonych. Według SO dało się w niej dostrzec elementy manipulacji czy też pewnej gry oskarżonych z organami ścigania; sąd przypomniał, że obaj ostatecznie nie przyznali się do winy.
Jak podkreślił sędzia Marek Surmacz, oskarżeni potwierdzili pewne okoliczności i wręczanie korzyści, ale w ostatecznym stanowisku twierdzili, że nie było ich zamiarem korumpowanie Pęczaka. Mówili, że były to pewne uwarunkowania towarzyskie, a także forma szantażu ze strony b. posła, który miał grozić Dochnalowi wyeliminowaniem z działalności jako finansisty.
Jak uznały sądy, oskarżeni przekazali Pęczakowi m.in. 60 tys. dolarów, 10 tys. funtów oraz prawo do korzystania z luksusowego mercedesa i pokrywanie wszystkich kosztów związanych z użytkowaniem auta. Wśród korzyści, jakie miał otrzymać Pęczak, był też luksusowy złoty zegarek wart 22 tys. franków szwajcarskich i suknia dla jego córki warta 3,4 tys. zł.
W kasacji do SN obrona wniosła o uchylenie wyroku.
Naruszenie konwencji
Na poczet kary zaliczono okres aresztowania, który niemal pokrył się z orzeczonymi karami. Dochnal wiele razy skarżył się, że był to tzw. areszt wydobywczy. - Mówiono mi, że areszt będzie uchylony, jak będę obciążał innych. Odmówiłem - dodawał.
W 2012 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że Polska naruszyła europejską konwencję praw człowieka, stosując wobec Dochnala niemal czteroletni, a wobec Popendy ponad 3,5-letni areszt, oraz odmawiając im widzeń. Dochnalowi przyznano 8,8 tys. euro odszkodowania - uznano, że może budzić wątpliwości, czy "rzeczywistym celem pozbawienia wolności nie było uzyskanie dalszych zeznań w sprawach wrażliwych politycznie".
Na ławie oskarżenia zasiadł także Pęczak, który według prokuratury miał żądać korzyści majątkowych i osobistych na łączną kwotę ponad 900 tys. zł, a uzyskał ponad 820 tys. zł. Ze względu na stan jego zdrowia sąd wyłączył go do odrębnego postępowania.
W styczniu 2014 r. Pęczak został nieprawomocnie skazany przez Sąd Rejonowy w Pabianicach na 3 lata więzienia i 120 tys. zł grzywny. Sąd orzekł przepadek korzyści w łącznej kwocie ok. 470 tys. zł. Sędzia Jacek Olszowiec zwrócił uwagę, że Pęczak do większości zarzutów się nie ustosunkował, dlatego "sąd nie miał powodu ich odrzucić". Jak mówił sędzia, materiał dowodowy nie do końca był przekonujący i nie ze wszystkimi zarzutami można było się zgodzić. Dlatego sąd uznał, że Pęczak przyjął ponad 475 tys. zł korzyści.
W związku z tą sprawą Pęczak jako pierwszy poseł w III RP trafił do aresztu - w listopadzie 2004 r. Po 25 miesiącach wyszedł na wolność po wpłaceniu 400 tys. zł kaucji.
"Kasjer lewicy"
Od 2013 r. przed warszawskim sądem trwa proces Dochnala i szwajcarskiego bankowca Petera V. - zwanego przez media "kasjerem lewicy" - oskarżonych ws. nielegalnego unikania przez lobbystę opodatkowania ponad 20 mln dolarów, uzyskanych za doradztwo przy prywatyzacji Polskich Hut Stali i Huty Częstochowa.
W 2003 i 2004 r. w porozumieniu z inwestorem - firmą LNM Holdings - lobbował on na rzecz ich sprzedaży, za co otrzymał prowizję 20,9 mln dolarów (wówczas ok. 81 mln zł).
Według prokuratury przestępstwo polegało na tym, że wykorzystując niuanse szwajcarskiego prawa, Dochnal chciał uniknąć 60 proc. opodatkowania pieniędzy. Zamiast na konto należącej do lobbysty firmy Blue Aries Capital, przekazano je na jego prywatny rachunek, dzięki czemu nie zostały opodatkowane. Zdaniem prokuratury w mechanizmie kluczowy był udział ówczesnego pracownika szwajcarskiego banku Petera V. Dochnal i V. nie przyznali się do winy.
Lobbysta zarzucił prokuraturze sfabrykowanie sprawy. Grozi mu do 10 lat więzienia; V. - do 15 lat.
Autor: MAC/kka / Źródło: PAP