Mała Emi jest tylko wycinkiem ataku służb państwa autorytarnego na sędziów w Polsce. My jesteśmy atakowani na różne sposoby - mówił w "Faktach po Faktach" sędzia Waldemar Żurek, odnosząc się do afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości, której był jedną z ofiar. Sędzia Krystian Markiewicz, który także był celem ataków, ocenił z kolei, że sprawa ta "jest na tyle poważne, że ona musi doczekać się w końcu reakcji ze strony państwa".
W reportażu "Superwizjera" TVN "Spowiedź Małej Emi. Kulisy afery hejterskiej" poruszono temat afery w resorcie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, o której media informowały w 2019 roku. Emilia Szmydt, zwana Małą Emi - żona jednego z sędziów, którego nazwisko pojawiało się w tej sprawie - po raz pierwszy zdecydowała się powiedzieć przed kamerą o swojej roli w aferze. Podkreślała też, że nie została nawet przesłuchana w tej sprawie. Do sprawy odnieśli się sędzia Waldemar Żurek ze Stowarzyszenia Sędziów "Themis" oraz profesor Uniwersytetu Śląskiego dr hab. Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". Obydwaj byli ofiarami afery hejterskiej.
"Mała Emi jest tylko wycinkiem ataku służb"
W opinii sędziego Żurka "Mała Emi jest tylko wycinkiem ataku służb państwa autorytarnego na sędziów w Polsce". - My jesteśmy atakowani na różne sposoby. To są kontrole Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej, tak zwani rzecznicy dyscyplinarni, czasem to jest czysty mobbing w pracy, [dokonywany - red.] przez ludzi ustanowionych przez ministra Ziobrę. Ale tutaj działają jakieś procedury i my się możemy tymi procedurami i z pomocą prawników bronić – powiedział.
- Natomiast atak hejterski jest uderzeniem zza węgła. To się roznosi po mediach społecznościowych. Do nas dociera ze strony przyjaciół, członków rodziny. Część osób w te kłamstwa wierzy, pyta nas, jak było naprawdę. Dlatego to tak boli, bo ten wróg jest niewidoczny, trudno z nim walczyć - zaznaczył.
- Byliśmy osobami publicznymi, ale nie mogliśmy uzyskać w żaden sposób pomocy od instytucji państwa, bo instytucje, które miały nas chronić, właściwie z nami też walczyły – powiedział.
Markiewicz: sędziowie zostali zaatakowani w sposób rynsztokowy
- Patrzę na to w ten sposób, że państwo, któremu służę od ponad 20 lat będąc sędzią Rzeczypospolitej Polskiej, zamiast chronić przed tego tupu działaniami, atakuje polskiego sędziego w sposób rynsztokowy - powiedział sędzia Markiewicz.
Dodał, że nie jest "ani księdzem, ani nie chcę być sędzią w tej sprawie". - Sprawa jest na tyle poważne, że ona musi doczekać się w końcu reakcji ze strony państwa. Długo czekamy na taką reakcję, ale jestem cierpliwy i mam nadzieję, że w końcu dojdzie do finału - zaznaczył.
"To nie jest opieszałość, tylko niedopełnienie obowiązków"
Pytany o to, jak można nazwać działania organów państwa w sprawie afery hejterskiej, sędzia Żurek ocenił, że "to nie jest opieszałość, tylko niedopełnienie obowiązków".
- Co jest największym kuriozum tej sprawy, po ujawnieniu Małej Emi publikuje w internecie przeprosiny procesowe, które dostałem od jej adwokata. Natomiast prokurator pisze w uzasadnieniu jakiś czas po tym, że on nie wie, kim jest Mała Emi. Oddala moje wnioski dowodowe o przesłuchanie Małej Emi, pana [Łukasza – red.] Piebiaka, [Jakuba – red.] Iwańca, [Arkadiusza - red.] Cichockiego - całej tej grupy, o której myśmy już wiedzieli. Moim zdaniem coś się za tym kryje i trzeba sobie dzisiaj zadać to trudne pytanie – powiedział.
- Widzimy pana Piebiaka, robi sobie doktorat, idzie na urlop dla poratowania zdrowia, ale za chwilę będzie bronił doktoratu. Ląduje w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, czyli posiada ciepłą posadę. Odważył się też wystartować do neo-KRS-u. (…) Trzeba zadać sobie to pytanie czy pan Piebiak ma jakąś wiedzę, która dotyczy także osób wyżej postawionych i dlatego jest nad nim ochrona. Mamy swoje tezy, myślę, że procesowo je udowodnimy, ale opinia publiczna powinna poznać, co takiego wie pan Piebiak i o kim wie, że tak jest chroniony, a to śledztwo się właściwie nie toczy - mówił.
"Minister sprawiedliwości otacza swoich podwładnych parasolem ochronnym"
- Konstrukcja pozwu, który wytoczyłem między innymi Ministerstwu Sprawiedliwości, ale też paru innym osobom, które są zamieszane w aferę hejterską, opierała się między innymi o zagadnienie nadzoru. Jeśli ta grupa działała w Ministerstwie Sprawiedliwości, czyli u pana ministra sprawiedliwości, to on za to ponosi odpowiedzialność – powiedział Markiewicz.
Zaznaczył, że "usłyszeliśmy, zaraz jak ta afera wybuchła, zapewnienie, że nie ma miejsca w Ministerstwie Sprawiedliwości dla takich osób". Tymczasem - kontynuował - "Piebiak jest w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, który podlega ministrowi sprawiedliwości, Iwaniec jest w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, która odpowiada za kształcenie sędziów i podlega ministrowi sprawiedliwości".
- To jednoznacznie pokazuje, że tak naprawdę pan minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro otacza swoich podwładnych parasolem ochronnym, chce zapewnić im bezkarność, a cała prokuratura nie wychyli czubka nosa, żeby móc narazić na szwank dobrego imienia swojego szefa, czyli pana Ziobro – dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24