Adwokat Marta Lech domaga się wstrzymania procesu w warszawskim sądzie apelacyjnym i wysłania do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytań o apolityczność sędziego awansowanego przez ministra sprawiedliwości. Jak podkreśla, może to "wywołać lawinę" podobnych wniosków.
Wniosek z pytaniami prejudycjalnymi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej złożyła 20 lutego Marta Lech, obrończyni kobiety skazanej w pierwszej instancji za handel mefedronem i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
"Głębokie wątpliwości co do niezależności sędziego"
W rozmowie z tvn24.pl Lech podkreśla, że prawo jej klientki do "sprawiedliwego rozpoznania sprawy" jest zagrożone, bo jedna z trzech sędziów pełniąca rolę referenta [sędziego, który ma rozstrzygnąć sprawę - przyp. red.] - Beata Adamczyk-Łabuda - została awansowana o dwa szczeble, z sądu rejonowego do apelacyjnego, decyzją Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
- Po jednej stronie na sali siedzi prokurator, który podlega prokuratorowi generalnemu, a po drugiej siedzi sędzia, która prawdopodobnie jest wdzięczna prokuratorowi generalnemu. Mam głębokie wątpliwości, co do niezależności takiego sędziego, abstrahując od kompetencji - mówi Lech.
"Czy sędzia delegowany dwa szczeble wyżej w hierarchii orzeczniczej, bez konkursu, opinii KRS, wyłącznie na podstawie decyzji politycznej pozostaje apolityczny i niezawisły, a przede wszystkim gwarantuje kompetentne i rzetelne rozpoznanie sprawy, która z uwagi na swoją powagę w I instancji była rozpoznana przez sąd okręgowy, tj. zawodowego sędziego sądu okręgowego i dwóch ławników?" - pisze we wniosku obrończyni.
Pyta też, "czy sędzia wybrany na podstawie nieznanych kryteriów przez ministra sprawiedliwości", będącego równocześnie prokuratorem generalnym, "jest faktycznie niezawisły od ministra sprawiedliwości".
Według adwokat, delegowanie przez ministra sędziego do sądu II instancji może być sprzeczne z art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej.
Artykuł mówi, że "każdy, kogo prawa i wolności zagwarantowane przez prawo Unii zostały naruszone, ma prawo do skutecznego środka prawnego przed sądem (...). Ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony uprzednio na mocy ustawy".
Zdaniem Lech jej wniosek może "wywołać lawinę" podobnych, jeśli "adwokaci zaczną kwestionować, "czy sędziowie zwłaszcza w sprawach karnych są niezawiśli od ministra, który dał im wszystko bez żadnych kryteriów".
- Może to spowodować istny paraliż. Może w końcu ktoś się ocknie, że tego rodzaju podejście do wymiaru sprawiedliwości nie gwarantuje obywatelowi prawa do rzetelnego procesu - uważa.
"Istnienie wymiaru sprawiedliwości traci sens"
Również w opinii Olimpii Małuszek-Barańskiej ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", precedensowy wniosek może spowodować, że będzie padało więcej podobnych pytań prejudycjalnych. Może to też być wykorzystywane do spowalniania procesów.
- To przerażające, że pani mecenas ma takie wątpliwości, ale zmierza ku temu, że każdy będzie mógł podważyć bezstronność. Za chwilę wpadniemy w taki chaos, że istnienie wymiaru sprawiedliwości straci sens - ocenia sędzia.
Jak tłumaczy, wcześniej funkcjonowała praktyka, zgodnie z którą sędzia nie mógł przeskoczyć "od kaprala do pułkownika", ale nabywał doświadczenia we wszystkich etapach sądzenia, a dopiero kiedy je zdobył i miał dobre wyniki pracy, to przechodził do wyższych instancji.
- Nominacje o 2-3 piętra wyżej dostają osoby związane z ministrem albo wyrażające poklask dla reform - mówi Małuszek-Barańska. Dodaje, że takie decyzje ministra budzą wątpliwości, a "zdecydowana większość sędziów jest im przeciwna".
Ministerstwo nie komentuje
Jerzy Leder, szef wydziału karnego w warszawskim sądzie apelacyjnym, podkreśla w rozmowie z tvn24.pl, że sędzia Adamczyk-Łabuda, zanim trafiła na delegację [czasowe przeniesienie - przyp. red.] do sądu apelacyjnego, przez 20 lat orzekała w jednym z sądów rejonowych w Warszawie (najniższej instancji).
Leder zaznacza, że wniosek dotyczący pytań prejudycjalnych zostanie rozpoznany przez sąd za dwa tygodnie. Według sędziego, sąd ma cztery możliwości - może oddalić wniosek, uwzględnić go i wystąpić z pytaniem prejudycjalnym do TSUE, może też wystąpić z pytaniem prawnym do Trybunału Konstytucyjnego albo do Sądu Najwyższego.
Jan Kanthak, rzecznik ministerstwa sprawiedliwości, proszony przez tvn24.pl o komentarz nie chciał się wypowiadać, tłumacząc, że nie zna sprawy toczącej się przed warszawskim sądem.
Decyzję w sprawie wniosku dotyczącego pytań prejudycjalnych podejmie ten sam skład sędziów, który orzeka w sprawie, w tym sędzia, której dotyczą wątpliwości sformułowane w pytaniach do TSUE.
Autor: Grzegorz Łakomski, Tomasz Marzec / Źródło: tvn24.pl