Nie wyjechałem z Polski, bo uważałem, że nie mogę się poddać. Byłem zdania, że wielu ludzi, którzy wyszli na wiec na uniwersytecie i dostali pałami za mnie, odczytaliby to jako rodzaj zdrady - przyznał w "Tak jest" w TVN24 Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" i opozycjonista z czasów PRL. Wspominał wydarzenia z marca 1968 roku.
W marcu 1968 roku na Uniwersytecie Warszawskim doszło do studenckich protestów oraz ich pacyfikacji przez aparat bezpieczeństwa PRL. Zarzewiem tych wydarzeń była decyzja władz komunistycznych o zdjęciu z afiszów Teatru Narodowego "Dziadów" Adama Mickiewicza i wydalenie z UW dwóch studentów - Adama Michnika i Henryka Szlajfera - protestujących przeciwko cenzurze.
Brutalne uderzenie oddziałów milicji na uczestników wiecu 8 marca spotkało się z reakcją młodych studentów i robotników w wielu miastach Polski, którzy zorganizowali szereg manifestacji.
W wyniku kampanii antysemickiej, rozpętanej przez władze PRL przy tłumieniu protestów, Polskę opuściło kilkanaście tysięcy osób pochodzenia żydowskiego.
"Poczucie, że nie można nie odpowiedzieć"
Jak mówił w "Tak jest" w TVN24 Adam Michnik, studenci sprzeciwili się temu, że ówczesny minister szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński skreślił go wraz z Henrykiem Szlajferem z listy studentów wbrew obowiązującemu prawu. - On nie miał takich kompetencji. Złamał konstytucję - podkreślił redaktor naczelny "Gazety Wyborczej".
Michnik zaznaczył, że nikt się nie spodziewał, że "nagle całe pokolenie wypluje knebel i powie wotum nieufności tej władzy, która kastruje, niszczy kulturę narodową, która zamienia to, co najlepsze, na to, co najgorsze".
- Myśmy mieli takie poczucie, że nie można nie odpowiedzieć na ewidentne złamanie prawa przez ministra - tłumaczył.
"Uważałem, że nie mogę się poddać"
9 marca 1968 roku Michnik trafił do więzienia na półtora roku. Nie dotknęła go zatem antysemicka kampania i nie został zmuszony do wyjazdu z Polski.
- Ponieważ jestem historykiem, więc potem sobie to wszystko poczytałem. Rzeczywiście, była to lektura prawdziwie pouczająca, tym bardziej że chodziłem wtedy do biblioteki i czytałem prasę marcową, a jednocześnie czytałem prasę czechosłowacką z tego samego okresu. To było pouczające bardzo, jak różne twarze i języki mogą być w dwóch sąsiadujących krajach. Myśmy wtedy osuwali się w taką czarną dziurę świństwa, paskudztwa, a Czesi wybijali się na wolność - tłumaczył Michnik w TVN24.
Pytany, dlaczego nie wyjechał z Polski po wyjściu z więzienia, odparł, że uważał, iż jemu nie wolno.
- Uważałem, że nie mogę się poddać - wyjaśniał. - Nawet byłem zdania, że w oczach wielu ludzi, którzy wyszli na ten wiec na uniwersytecie i dostali pałami za mnie, to oni by to odczytali jako rodzaj zdrady, niewdzięczności - wskazywał. - Powiedziałem sobie wtedy, że ja nie wyjadę, poczekam, aż czerwonemu uszyjemy w tym kraju wspólnie śmiertelną koszulę. I uszyliśmy - podkreślił.
"Czy ktoś teraz z tamtych rycerzy przechwala się swoimi dokonaniami?"
Jak dodał Michnik, kusiło go, żeby "pokazać tym ludziom, którzy moim kolegom i mnie odmawiali prawa do polskości, którzy mówili: 'Polska to my, kto nas krytykuje, ten jest przeciw Polsce, kto nas krytykuje, ten pracuje dla wrogów Polski', że (...) to oni skończą jak mentalne zwłoki moralne".
- Czy ktoś teraz z tamtych rycerzy przechwala się swoimi dokonaniami? - pytał. - Ja nie widzę dzisiaj nikogo z tych, którzy wtedy nas tak ochoczo demaskowali, że jesteśmy złymi Polakami - dodał Michnik. - Gdzie oni są dzisiaj? Pogubili się - zauważył.
- Myślę, że tak samo będzie z tymi, którzy dziś sięgają po ten język - ocenił redaktor naczelny "Gazety Wyborczej". - Muszę powiedzieć, że wtedy to był obrzydliwy język, ale nawet wtedy ja nie pamiętam, żeby ktoś sobie szydził z obozów zagłady, pieców krematoryjnych i nie pamiętam, żeby używano słowa "parch". Teraz się zdarzyło - dodał.
"Stereotypy mentalne bardzo się utrwaliły"
Michnik podkreślił jednocześnie, że to, co dziś obserwuje, to kompletnie inna sytuacja, ale "to, co dziś oglądamy, jest mutacją Marca '68".
- Oczywiście w innej sytuacji politycznej. Dzisiaj nie mamy dyktatury monopartyjnej, (...) niemniej jednak pewne stereotypy mentalne bardzo się utrwaliły - ocenił.
Jak mówił, "ostatni skandal wokół ustawy o IPN pokazuje, że chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zwykle". - Nie było intencją [prezesa PiS Jarosława - przyp. red.] Kaczyńskiego montowanie dzisiaj wielkiego konfliktu ze środowiskami żydowskimi, z Ukrainą, ze Stanami Zjednoczonymi, z Izraelem. Niemniej jednak to wzięli w ręce tacy zręczni i utalentowani współpracownicy prezesa, że wyszło jak wyszło - dodał gość "Tak jest" w TVN24.
Zdaniem Michnika Kaczyński nie miał żadnej intencji antysemickiej, wywoływania takiego konfliktu, ale stał się zakładnikiem własnego elektoratu, własnych decyzji i otoczenia.
Ocenił, że premier Węgier Viktor Orban "nigdy by nie dopuścił, żeby samemu wywołać taki kryzys i stać się jego niewolnikiem". Michnik stwierdził, że Kaczyński ma "kompleks nieomylności". - Orban, ja (…) jesteśmy zwykłymi ludźmi i się mylimy. Jarosław Kaczyński, jak każdy nadczłowiek, się nie myli - dodał.
Michnik: nie da się z siebie zrzucić odpowiedzialności na inny kraj
Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" odniósł się także do wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego podczas środowej debaty "Marzec '68. Ogólnopolski Ruch Społeczny Przeciw Komunizmowi”. - Często dzisiaj słyszymy, że Marzec '68 powinien być naszym powodem do wstydu. Ja uważam, że przede wszystkim Marzec '68 dla Polski, dla Polaków, którzy walczyli o wolność, powinien być powodem do dumy, a nie powodem do wstydu - powiedział premier. Jak tłumaczył, na wszystko to, co się działo w marcu 1968 roku należy patrzeć przez pryzmat ówczesnej sytuacji politycznej, społecznej i geopolitycznej. Powiedział, że "nawet dla tych, którzy nie pamiętają dobrze PRL (...), jest rzeczą jasną, że tamta sytuacja, tamto państwo nie było państwem niepodległym, państwem suwerennym". - Było państwem, które swoje kroki polityczne, swoje działania społeczne i społeczno-polityczne uzależnia od kogoś innego, uzależnia od innego mocarstwa, od Moskwy, od Związku Radzieckiego - podkreślił szef rządu. W "Tak jest" Adam Michnik powiedział, że do pewnego stopnia zgadza się z Morawieckim. Jak mówił, dumni mogą czuć się "ludzie, którzy stanęli po stronie wolności, tradycji narodowej, Mickiewicza", "pisarze, którzy zajęli jasne stanowisko w tej sprawie", "wielka część profesury uniwersyteckiej", "ci biskupi, którzy wystosowali piękny list w obronie studentów", "studenci, którzy wypluli knebel i powiedzieli: nie".
- Natomiast jest to tytuł dla wstydu dla tych wszystkich - a było ich nie mało - którzy wzięli udział w nagonce antyinteligenckiej - dodał.
Zaznaczył przy tym, że władze PRL nie robiły tego na polecenie Związku Radzieckiego. Dodał, że tam "takiego spektaklu wtedy nie wykonano".
- Pan premier Morawiecki się myli po prostu. Nie da się z siebie zrzucić odpowiedzialności na inny kraj - tak jak dzisiaj za poczynania pana premiera czy pana prezydenta, czy prezesa Kaczyńskiego nie da zrzucić się odpowiedzialności na Unię Europejską (...) To oni robią, oni sami za to odpowiadają. Za to, co się wtedy działo, odpowiadali ci, którzy sprawowali władzę - powiedział Michnik.
Autor: js//now / Źródło: tvn24