Zobaczymy, jaki będzie efekt śledztwa w sprawie szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. Ono może zasugerować możliwości prawne jego odwołania - powiedział wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Adam Lipiński. Dodał, że "czuje się współwinny" w sprawie Banasia, bo jest w kierownictwie partii, która zgłosiła jego kandydaturę na to stanowisko.
W zeszły wtorek Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia.
Rezygnacji Banasia chce Prawo i Sprawiedliwość. Szef NIK oświadczył, że był gotów złożyć rezygnację, jednak stał się "przedmiotem brutalnej gry politycznej".
"Musimy zrobić wszystko, by pan Banaś złożył rezygnację"
Sprawę Banasia komentował w piątek w Radiu Wrocław wiceprezes PiS Adam Lipiński. - Trwa śledztwo. Zobaczymy, jaki będzie efekt. Ono też może zasugerować inne [niż zmiana konstytucji - przyp. red.] możliwości prawne jego odwołania - powiedział.
Dodał, że jest "mało prawdopodobne", żeby Banaś został na stanowisku szefa NIK.
- To bardzo źle działa na instytucję państwową, nie mówiąc o Prawie i Sprawiedliwości, więc musimy zrobić wszytko, by pan Banaś złożył rezygnację i podał się do dymisji - mówił Lipiński.
Wiceprezes PiS o sprawie Banasia: czuję się współwinny
Pytany, kto jest winny "całego zamieszania", wiceszef Prawa i Sprawiedliwości przyznał: - Winny jest pan Banaś przede wszystkim i w jakimś stopniu ci, którzy pana Banasia zgłosili. Czuję się tu też współwinny, bo jestem w kierownictwie PiS-u - dodał.
Zaznaczył, że Banaś powinien przestrzec kierownictwo PiS-u "przed pewnymi sprawami i nie podejmować tego typu wyzwań, skoro wiedział, że coś jest na rzeczy".
Reportaż "Superwizjera"
W wyemitowanym 21 września reportażu dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes NIK. Trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem.
Mężczyzna ten w obecności reportera odbył rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Marianem Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon, i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny. Zaprzeczał, jakoby był to jego bliski znajomy.
W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił trochę ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych. Za wynajem podobnej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, mógłby uzyskać co najmniej trzy razy więcej - około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
Banaś był gotów "złożyć rezygnację z urzędu"
4 grudnia prezes NIK Marian Banaś wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że "w poczuciu odpowiedzialności za Najwyższą Izbę Kontroli" będzie kontynuował powierzoną mu przez parlament misję. Zapewnił, że był gotów "złożyć rezygnację z urzędu".
- Z przykrością stwierdziłem jednak, że moja osoba stała się przedmiotem brutalnej gry politycznej - dodał. Powiedział też, że jest gotów "odpowiedzieć na każde pytanie śledczych". Oświadczenie zamieszczono na stronie internetowej Izby.
Banaś nie przyjął zaproszenia od senatorów
27 listopada senacka komisja samorządu terytorialnego i administracji państwowej skierowała do Banasia zaproszenie na 10 grudnia. Spotkanie - jak mówił przewodniczący komisji Zygmunt Frankiewicz - miało dotyczyć wątpliwości dotyczących oświadczeń majątkowych szefa NIK.
9 grudnia do Senatu dotarło pismo, w którym Banaś odmówił udziału w posiedzeniu komisji. Argumentował - powołując się na konstytucję i ustawę o NIK - że kontrolę nad NIK sprawuje Sejm, a przepisy nie nakładają na niego "żadnych obowiązków wobec Senatu".
Autor: ads,mjz//now / Źródło: Radio Wrocław