To bieg, w którym się nie ścigasz, tylko liczysz kółka. Po co? Żeby zebrać jak najwięcej pieniędzy.
"Ile uda się pokonać kółek?", "czy wzięłam wafelki?", "jak się ubrać?", no i... "czy będzie można skorzystać z toalety?" - takie pytania kłębią mi się w głowie już dzień przed biegiem. Pojęcia nie mam, jak to będzie, bo nigdy w życiu nie biegałam tak długo po bieżni, jak zamierzam tym razem.
5 zł za okrążenie
Założenie jest proste: chodzi o to, żeby między godz. 10 a 16 na 400-metrowej bieżni jednego z ośrodków sportu i rekreacji w Warszawie wykonać jak najwięcej okrążeń. Za każde sponsor płaci 5 zł na pomoc dla niepełnosprawnych dzieci. Nasz plan: biegać przez całe sześć godzin i wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy!
To, że nie będzie to lekki bieg - wiem to już w chwili, gdy ruszam spod domu autem. I tym razem nie chodzi o to, że nie dam rady prześcignąć innych dziewczyn. Zaczynam się bać, że po prostu nie wytrzymam na bieżni zbyt długo. Słońce już od samego rana praży jak w środku wakacji, a wszystko rozgrywa się na odsłoniętym terenie.
Start ze Spartanami
Bieg organizują Spartanie Dzieciom, których na co dzień spotkać można na różnych biegach - od najkrótszych, kilkukilometrowych po maratony. Spartanie charakteryzują się tym, że startują - bez względu na to, czy na zewnątrz panuje rekordowy upał, czy arktyczny mróz - w pełnym rynsztunku: w hełmach, z pelerynami powiewającymi na plecach, trzymając w rękach tarcze i włócznie. Wszystko to Spartanie robią dla dzieci - zbierają w ten sposób pieniądze na leczenie i rehabilitację.
Tym razem Spartanie są z nami na każdym kroku, a ich gromkie okrzyki mobilizują nas do walki.
Startujemy spokojnie. Nie chodzi przecież o to, żeby szybko się zmęczyć, ale żeby biec jak najdłużej. A jak na spokojnie, to jest czas na ploteczki i omówienie wszystkich spraw towarzyskich ostatnich tygodni. Razem z Agą obgadujemy więc wszystkie biegi, jakie czekają nas w najbliższym czasie, wyniki znajomych z ostatnich imprez i w ogóle wszystkie babskie sprawy.
Człowiek w sandałach, ploteczki i biegowe nowinki
Po kilku kilometrach dołącza do nas Bartek - człowiek w sandałach. Jego buty są takie same, jak obuwie Indian Tarahumara - po prostu podeszwa i sznurek. Bartek mówi, że ostatnio biega tylko w tym i jest bardzo zadowolony. Po kilku kółkach Bartek odłącza się - leci szybciej od nas - a dołącza Magda. Obgadujemy planowane w najbliższych miesiącach ultramaratony i narzekamy na jakieś drobne problemy zdrowotne. Mówimy jeszcze o domowej produkcji żeli, które można zjadać po drodze na długich biegach. Po omówieniu wszystkich spraw Magda przyspiesza, a my z Agnieszką wracamy do naszych tematów. Co jakiś czas mija nas Wojtek - kolega z pieszych rajdów na orientację. Różnica między Wojtkiem a nami jest taka, że on zazwyczaj biega na 100 km, a my tylko na 50. Po kilku dublach Wojtek jednak przyłącza się do nas na stałe.
Kiedy minęło 20 km?
Tak towarzysko, z opowieściami i masą znajomych, których spotykamy na tej jednej, 400-metrowej bieżni nawet nie orientujemy się, że mija nam ponad 20 km. Co jakiś czas próbujemy liczyć, ile to okrążeń, czyli ile pieniędzy zebraliśmy już dla potrzebujących dzieci, ale jakoś nie idzie nam ta matma. Na pewno jest więcej, niż zakładaliśmy.
Po 28 kilometrach i 70 okrążeniach wiem, że sześciu godzin na bieżni nie wytrzymam na pewno. Nogi mam już jak kłody, ale to jeszcze można przeżyć. Najgorsze, że we znaki daje mi się już słońce i przegrzanie. Po trzech godzinach i kilkunastu minutach decyduję zakończyć przygodę na Biegu Serca. Agnieszka i Wojtek zostają jeszcze na bieżni do pełnych czterech godzin od startu. Potem policzymy, że krążeniami całej naszej trójki, zebraliśmy ponad 1000 zł! Kto by pomyślał, że zwykłe krążenie po bieżni da nam tyle radości i tyle pieniędzy na dobry cel.
Autor: Katarzyna Karpa