Dziesiątki ludzi, w tym starsi, schorowani, stali od świtu w ciągnącej się w nieskończoność kolejce. Za czym? By dostać się do specjalisty. Przychodnia wyznaczyła "dzień rejestracji". Jeden. Zapisy odbywały się w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy. Ludzie płakali, kierowniczka placówki zamknęła się w swoim gabinecie. Szpital zarządzający poradnią twierdzi, że problem powstał przez... plotkę. A NFZ zmienia zdanie i nie wyklucza, że ukarze przychodnię.