- Może kierowcy łamiący przepisy powinni odwiedzać szpitale i miejsca rehabilitacji, gdzie leczą się ofiary wypadków - mówi jedna z pacjentek. Bohaterowie reportażu Piotra Czabana przeżyli, ale ich życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Po wypadku ich największym marzeniem stają się rzeczy wcześniej całkiem zwykłe, oczywiste. To historie, o których nie mówi się tak głośno. Materiał magazynu "Czarno na białym".
- Alek cierpi dziś na niedowład czterokończynowy. Miał stwierdzoną ślepotę korową. Dzisiaj funkcjonuje jako dziecko niedowidzące. Oczu w ogóle nie używa. Ma padaczkę pourazową aktywną, z napadami. Ma założoną zastawkę, ma wodogłowie, nie chodzi samodzielnie – mówi Joanna Palica, mama Alka, który jest ofiarą wypadku.
11 lat temu, gdy chłopiec miał niespełna pół roku w trakcie przechodzenia przez przejście dla pieszych w wózek, w którym był Alek, uderzył samochód. Pojazd miał się poruszać z prędkością 110 km/h. – Alek z tego wózka wypadł, uderzając główką o asfalt – opowiada jego mama.
"Powiedzieli: tam leż plackiem i módl się. Tak robiłam"
Magdalenę Biegańską z Alkiem, którego nigdy nie spotkała, łączy jedno – tak jak on jest ofiarą wypadku drogowego. – Ruszałam tylko głową i oczami, a wychodząc z pierwszego szpitala rehabilitacyjnego byłam pionizowana. Okazało się, że mam jakieś ruchy w nogach, ale miałam bardziej porażone mięśnie oddechowe i miałam problemy z oddychaniem w pozycji pionowej – mówi.
W dniu wypadku Magdalena miała 24 lata. 30 grudnia 2005 roku wyjechała do pracy. – Jechałam obwodnicą Trójmiasta, była piękna pogoda. Niestety samochód był dosyć wiekowy i z niewiadomych przyczyn nagle zgasł podczas jazdy. Toczyłam się bocznym pasem i ktoś mnie po prostu nie zauważył – opowiedziała. W jej samochód z dużą prędkością uderzył pojazd dostawczy. – Samochód był z każdej strony zmasakrowany – dodaje.
Opowiada, że przed wypadkiem jej życie był intensywne. Była na trzecim roku studiów wychowania fizycznego. Była instruktorką tańca. Po wypadku jej rodzinie, wedle relacji Magdaleny, powiedziano, że "będzie tylko warzywem i warto pomyśleć nad domem pomocy społecznej, bo nic z niej więcej nie będzie".
Mama Alka usłyszała podobne słowa. – Wskazano mi miejsce, gdzie mieści się kościół przy szpitalu. Lekarze powiedzieli: "Tam leż plackiem i módl się, żeby udało się to dziecko uratować, bo nie dajemy żadnych szans". I tak robiłam, nie tylko ja – wspomina Joanna Palica.
W ciągu dwóch tygodni od wypadku Alek przeszedł cztery operacje na otwartym mózgu. – Wyniosłam Alka z tego szpitala płacząc, bo ja się go bałam dotknąć. Głowa była poharatana, z dziurami wklęsłymi – opowiada mama chłopca.
Sprawca wypadku uciekł z miejsca zdarzenia. – Pan policjant powiedział mi, że inni kierowcy, którzy byli świadkami tego wypadku pojechali za nim, zatrzymali i zawrócili go z powrotem. Gdyby tak się nie stało, to do dzisiaj byśmy nie wiedzieli, kto tego dokonał – zwróciła uwagę. - Dostał chyba trzy miesiące, które spędził w więzieniu – dodała Joanna Palica.
Magdalena Biegańska przez pierwsze dwa lata od wypadku jeździła od szpitala do szpitala. Pierwsze kroki swojego dziecka widziała tylko na nagraniach. – Było trudne patrzeć na to, że dziecko mnie nie poznaje – mówi.
W jej przypadku sprawca wypadku stracił prawo jazdy i otrzymał karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata. – Ponieważ był kierowcą, stracił pracę, dochody – dodaje.
"...jeżeliby spędził z nami pół dnia"
Od momentu wypadku życie rodziny Alka i Magdaleny diametralnie się zmieniło. Mama Alka stworzyła fundację "Koocham" – nazwa pochodzi od pierwszych słów, jakie w wieku pięciu lat wypowiedział jej syn.
Joanna Palica prowadzi terapeutyczne przedszkole i szkołę dla dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną – czyli cierpiących jednocześnie na kilka chorób. Wszystko robi dla swojego dziecka, a przy okazji pomaga wielu małym podopiecznym swojej fundacji. Wspólnie z mężem wychowują rodzeństwo Alka – młodszą od niego Alę i starszego Antka.
Magdalena Biegańska jest po rozwodzie. – Po kilku latach usłyszałam od byłego męża, że nie wierzył, że ja sobie samodzielnie jednak poradzę. Udowodniłam wszystkim, że jestem w stanie się synem samodzielnie zająć i funkcjonować – powiedziała.
Magdalena pracuje w Urzędzie Miejskim w Gdyni przy pełnomocniku do spraw osób niepełnosprawnych.
Jest też prezesem stowarzyszenia "Cool-awi", które wspiera nie tylko niepełnosprawnych, ale również ich rodziny. Oprócz tego Magdalena wykłada na uczelni i jest instruktorem fundacji aktywnej rehabilitacji.
- Jeżeli jestem w sytuacji, gdzie widzę, że jest wypadek na drodze, pojawiają się napierające łzy w oczach, bo mam świadomość, co może się dziać z tymi ludźmi, że mogą być w tym miejscu, w którym ja byłam kiedyś – tłumaczy.
- Gwarantuję, że żaden z kierowców w życiu nie podjąłby próby naciśnięcia gazu, jeżeliby spędził z nami pół dnia – zapewniła Joanna Palica.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24