Klasa polityczna przegrała ten egzamin - mówiła w "Faktach po Faktach" w TVN24 zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich do spraw równego traktowania Sylwia Spurek, komentując 40 dni protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. - To była lekcja, która mogła nauczyć szacunku, pokazać prawa człowieka. Niestety, rządzący wyciągnęli z niej chyba niewiele merytorycznych wniosków - dodała.
Zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich do spraw równego traktowania Sylwia Spurek pytana w "Faktach po Faktach" o bilans polityczny protestu, odpowiedziała: - Myślę, że to był czas upokarzanych i upokarzających.
W jej ocenie "klasa polityczna ten egzamin przegrała".
- To była lekcja, która mogła nauczyć szacunku, mogła pokazać prawa człowieka. Niestety, rządzący chyba z tej lekcji niewiele wyciągnęli merytorycznych wniosków - oceniła.
"Całą grupę niepełnosprawnych zostawiliśmy z tyłu"
Zdaniem Spurek największym sukcesem protestu jest to, że rozmowa o sytuacji osób z niepełnosprawnościami trwa.
Przyznała, że wcześniej "zapomnieliśmy o niepełnosprawnych". - Cały czas myślę o takim cytacie, który pan prezydent (Robert) Biedroń przytoczył na regionalnym kongresie kobiet w Słupsku, cytacie z Hillary Clinton, która mówi o stworzeniu świata, w którym nikogo nie zostawiamy z tyłu. My całą grupę niepełnosprawnych tak naprawdę zostawiliśmy z tyłu. Pozwoliliśmy na to, że musieli sobie jakoś radzić - skomentowała.
- Radzili sobie lepiej lub gorzej, w zależności od środków finansowych, w zależności od swojej determinacji, konsekwencji. To nie powinno tak być. Oni powinni od państwa, od systemu dostać narzędzia do tego, żeby móc na równi (z innymi - red.) realizować swoje cele i marzenia - mówiła.
"Reagowaliśmy. Nadal czekamy na odpowiedzi"
Spurek zaznaczyła, że Rzecznik Praw Obywatelskich "bardzo uważnie obserwował protest i reagował za każdym razem, kiedy dostrzegano jakieś nieprawidłowości".
- Od razu zareagowaliśmy na zakaz spacerów dla pana Jakuba i pana Adriana. Zapytaliśmy też Kancelarię Sejmu o kwestię związaną z interwencją Straży Marszałkowskiej. Interwencję, która w naszej ocenie miała wątpliwie podstawy prawne i wątpliwy cel. Nadal czekamy na odpowiedzi - powiedziała.
Protestujący w trakcie trwania protestu informowali dziennikarzy, że dwaj niepełnosprawni - Adrian Glinka i Jakub Hartwich - dostali zakaz wychodzenia na spacery przed budynek Sejmu. Ich zdaniem zostali oni w ten sposób ukarani za spotkanie z szefową Polskiej Akcji Humanitarnej Janiną Ochojską, która próbowała wejść do budynku parlamentu, jednak nie została wpuszczona.
W 38. dnu protestu doszło także do przepychanek pomiędzy protestującymi a Strażą Marszałkowską w związku z próbami wywieszenia za oknem transparentu informującego o prowadzonym przez nich proteście.
Po trwającej kilka minut przepychance strażnicy zdjęli transparent. Kobiety oskarżały ich o użycie siły - jedna z nich pokazywała sińce na ręku.
"To nie jest 2018 rok, to są jakieś lata 70. ubiegłego wieku"
Sylwia Spurek pytana w "Faktach po Faktach", pod jaką ścianą musieli znaleźć się protestujący, że zdecydowali się na taką formę protestu, odparła: - Charakter tych dwóch postulatów, o których mówili w czasie tych 40 dni, pokazuje, gdzie jesteśmy i jaka to jest ściana.
Jak oceniła, protestującym chodziło o "bardzo niewielkie sumy pieniędzy, które by pomogły im żyć godniej".
- To jest strasznie dotkliwe, że w 2018 roku rozmawiamy w ten sposób o potrzebach osób z niepełnosprawnościami. Ktoś nie ma na buty, ktoś nie ma na rehabilitację, ktoś nie może do kina pójść, ale nie ze względu na brak podjazdu do kina, tylko ze względu na brak podjazdu przy własnym mieszkaniu. To naprawdę nie jest 2018 rok, to są jakieś lata 70. ubiegłego wieku, jeżeli nie wcześniej - stwierdziła.
- Nasz system prawny gwarantuje teoretycznie osobom z niepełnosprawnościami prawo do niezależnego życia. To jest fikcja - przyznała.
- To jest bardzo smutna konstatacja, że to jest fikcja, bo te osoby mają prawo do edukacji (…), mają prawo do kształcenia, do pracy, mają prawo do tego, żeby mieszkać samodzielnie - wymieniała.
Pytana, co można jeszcze zrobić dla niepełnosprawnych, odpowiedziała, że teraz każdy z obywateli może powiedzieć rządowi "sprawdzam, co zrobiliście z tych deklarowanych działań, ale też z tych bardziej progresywnych".
- Musimy w końcu przestać traktować osoby z niepełnosprawnością bardzo paternalistycznie, jako tych biednych, słabszych, bo każdy z nas może się znaleźć w takiej sytuacji - dodała.
"Komitet nie wystawi nam laurki"
Spurek zaznaczyła, że we wrześniu w Genewie Polska będzie składała sprawozdanie "przed Komitetem ONZ do spraw osób z niepełnosprawnościami z realizacji konwencji, którą ratyfikowaliśmy w 2012 roku".
- Mam takie poczucie - mówię to z przykrością jako patriotka - że Komitet nie wystawi nam laurki. Ale mam nadzieję, że to też będzie moment na refleksję i na poważne potraktowanie praw osób z niepełnosprawnościami - podsumowała.
Dwa postulaty protestujących
Protest opiekunów osób niepełnosprawnych i ich podopiecznych trwał od 18 kwietnia do 27 maja.
Towarzyszyły mu dwa postulaty - zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy oraz wprowadzenia dodatku "na życie", zwanego też "rehabilitacyjnym", dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia w kwocie 500 złotych miesięcznie.
Protestujący uznali, że zrealizowano jeden ich postulat - podniesienie renty socjalnej. Zgodnie z już opublikowaną ustawą wzrośnie ona z 865,03 złotych do 1029,80 złotych.
Opublikowano również ustawę wprowadzającą szczególne uprawnienia w dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej, usług farmaceutycznych i wyrobów medycznych dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Zdaniem jej autorów (posłowie PiS) spełnia ona drugi postulat protestujących i przyniesie gospodarstwom z osobą niepełnosprawną miesięcznie około 520 złotych oszczędności. Protestujący uważają jednak, że ta ustawa to "wydmuszka" i nie realizuje ich żądań w sprawie dodatku.
Autor: kb//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24