|

Zakupy, paliwo, kredyt - rok temu i dzisiaj. Co miesiąc o ponad 2 tysiące złotych mniej w kieszeni. A prezes NBP na to: "Będziemy drugą Francją!"

ED_578475
ED_578475
Źródło: ADAM JANKOWSKI / POLSKA PRESS/GALLO IMAGES/Getty Images

Polska będzie niedługo drugą Francją, a już teraz jest na "szybkiej drodze, by stać się krajem naprawdę wysoce zamożnym" - to nie obietnice kandydata w najbliższych wyborach, lecz słowa prezesa Narodowego Banku Polskiego. I pewnie cytaty Adama Glapińskiego mogłyby śmieszyć, gdyby realnie nie wpływały na to, co mamy w kieszeni. A właściwie - czego nie mamy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

MAGAZYN NA KONIEC ROKU. ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY TEGO WYDANIA >>>

12 miesięcy temu, w grudniu 2021 roku, reporter TVN24 Filip Folczak jak co dzień poszedł na zakupy.

Do koszyka włożył dziewięć produktów: papier toaletowy (8 rolek), worki na śmieci (objętość 35 litrów, 30 sztuk), ser salami w plastrach, kaszę pęczak, kaszę gryczaną, fasolę czerwoną konserwową, masło, śmietanę i mleko.

Przy kasie zapłacił 50,86 zł.

Gdyby takie zakupy Filip robił codziennie, w ciągu miesiąca wydałby na nie 1525,80 zł.

Gdyby Filip w drodze powrotnej ze sklepu zatankował paliwo - wlał pełen bak do swojego auta, dajmy na to 70 litrów - w grudniu 2021 roku zapłaciłby 398,30 zł (litr benzyny Pb 95 kosztował wtedy 5,69 zł według danych autocentrum.pl).

Gdyby Filip spłacał kredyt mieszkaniowy, zaciągnięty na 25 lat, w wysokości 300 tys. zł (to nieco poniżej średniej, według raportu Związku Banków Polskich średnia wysokość kredytu hipotecznego w Polsce to 350 tys. zł), wówczas musiałby w grudniu 2021 roku zarezerwować środki na koncie w wysokości 1582 zł.

Trzy wybrane pozycje z listy comiesięcznych kosztów życia w Polsce - codzienne zakupy, bak paliwa i kredyt mieszkaniowy - w grudniu ubiegłego roku kosztowały Filipa 3506,10 zł.

0211N350XR PIS DNZ LUBIAN INFLACJA
Rosnąca inflacja i niecelne przewidywania prezesa NBP
Źródło: TVN24

Inflacja? Maksymalnie "gdzieś powyżej 8 procent"

Jest 5 stycznia 2022 roku, inflacja wynosi 9,4 procent. Trwa konferencja Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Rady Polityki Pieniężnej zarazem.

- Przewidujemy, że w pierwszym kwartale tego roku inflacja przejściowo zmaleje dzięki wprowadzeniu przez rząd tarczy antyinflacyjnej - mówi profesor nauk ekonomicznych i polityk, współzałożyciel i były wiceprzewodniczący Porozumienia Centrum. - W drugim kwartale inflacja ponownie wzrośnie, by osiągnąć maksimum w okolicy czerwca, połowy roku, gdzieś powyżej 8 procent. (…) Potem inflacja powinna stopniowo maleć.

Na początku 2022 roku Adam Glapiński już nie twierdził, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej, że inflacja nam nie grozi i że ryzyko podnoszenia stóp procentowych jest bliskie zeru. W styczniu trudno było już zaprzeczać rzeczywistości.

Wówczas głównym problemem w Europie i na świecie była walka ze skutkami pandemii.

- Oceniamy sytuację przy istniejących parametrach - podkreślał prezes NBP. - I ten scenariusz jest umiarkowanie optymistyczny, że pandemia się powoli kończy, że ceny transportu międzynarodowego maleją, że ceny gazu i ropy naftowej się stabilizują. Jedyne, co z pewnością będzie rosło, to ceny elektryczności. W miarę upływu czasu te wysokie ceny będą stanowić punkt odniesienia dla inflacji - mówił Adam Glapiński.

W styczniu Rada Polityki Pieniężnej podjęła decyzję o czwartej z kolei podwyżce stóp procentowych (seria podwyżek zaczęła się w październiku 2021 roku), o 50 punktów bazowych, to znaczy z poziomu 1,75 do 2,25 proc.

Jaki jest skutek podwyższania stóp procentowych? Dla Kowalskiego oznacza to jedno: wyższą ratę kredytu. To ekonomiczne abecadło: podwyższenie stóp procentowych ma zatrzymywać napływ pieniądza na rynek i tym samym hamować inflację, ale powoduje także wzrost oprocentowania kredytu, bo rosną odsetki i podnosi się automatycznie wysokość raty kredytowej.

Tymczasem ceny, jak podał Główny Urząd Statystyczny, wzrosły w styczniu o prawie 2 procent (średnio w stosunku do poprzedniego miesiąca). Najmocniej podrożały nośniki energii - aż o 8,8 procent.

Szoki globalne

W lutym Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o podniesieniu stóp procentowych o kolejnych 50 punktów bazowych - do poziomu 2,75 procent. RPP tłumaczyła, że "w dłuższej perspektywie nastąpi obniżenie inflacji", a stanie się tak dzięki podwyższaniu stóp procentowych i "wygaśnięciu części globalnych szoków podbijających obecnie dynamikę cen".

9 lutego odbyła się konferencja prasowa z udziałem Adama Glapińskiego. Wówczas komentatorów ekonomicznych zajmował kolejny problem - niski kurs złotego.

Dziennikarze zadawali pytania, jakich środków może użyć NBP, by umocnić złotego. Czy nie jest tak, że do tego celu potrzebne są środki europejskie? Prosili Adama Glapińskiego, by skomentował zapowiedzi niektórych prawicowych polityków, że Polska wycofa się z Funduszu Odbudowy.

Adam Glapiński zaznaczył, że do "środków europejskich" ma "krytyczny stosunek", choć z jego słów można było wywnioskować, że jeśli chodzi o wsparcie unijne, to jest za, a nawet przeciw.

Z punktu widzenia NBP każde euro, które przychodzi z Unii, jest oczywiście dla Polski korzystne, mniej lub bardziej. Natomiast my patrzymy w tej chwili na zagrożenie inflacyjne. Dodatkowy strumień pieniędzy, który by pojawił się na rynku, stanowiłby dodatkową presję inflacyjną.​
Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego

Przyznał jednak, że "z punktu widzenia złotego" uruchomienie owych "środków europejskich" spowodowałoby "lepszą atmosferę", co byłoby dla Polski "niesłychanie korzystne".

- Są dwa czynniki, które psują złotego: groźba konfliktu na Ukrainie i zablokowanie środków europejskich - mówił Adam Glapiński.

Zaznaczył, że niski kurs złotego wynika z niewiedzy inwestorów. - Polska jest bezpieczna, a gospodarka bardzo silna. Inwestorzy z daleka nie zdają sobie z tego sprawy, widząc, że Polska jest sąsiadem Ukrainy - tłumaczył.

O pieniądzach z Funduszu Odbudowy powiedział zaś, że należą się nam "jak psu micha".

Nie zabrakło również refleksji o charakterze dość osobistym: - Należymy do krajów, które najlepiej wykorzystują środki europejskie. Ja sam czasami muszę patrzeć w lustro i uzmysłowić sobie, jak Polska korzystnie się zmieniła.

A także sformułowań mających dodać otuchy: - Bank centralny ma nieskończoną ilość gotówki.

Albo:

Poziom życia w Polsce będzie rósł, niezależnie od tego, że setkom rodzin się nagle pogorszyło. 
Adam Glapiński, prezes NBP

Jak po każdej konferencji szefa NBP w mediach rozgorzała dyskusja. Większość prognoz miała się jednak szybko zdezaktualizować.

Dwa tygodnie po tej konferencji, 24 lutego nad ranem, rosyjskie samoloty i śmigłowce obrały kurs na Kijów i inne ukraińskie miasta. Globalna gospodarka zmieniła się w okamgnieniu, a wszystkie prognozy uwzględniające "wygaszanie szoków" stały się nieaktualne. "Szoki" miały dopiero nadejść.

Sejm, zaprzysiężenie Adama Glapińskiego na drugą kadencję
Sejm, zaprzysiężenie Adama Glapińskiego na drugą kadencję
Źródło: ADAM JANKOWSKI / POLSKA PRESS/GALLO IMAGES/Getty Images

O ponad 1200 zł więcej

W marcu Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe o kolejne 75 punktów bazowych, do poziomu 3,5 procent. W kwietniu - o kolejne 100 punktów, do poziomu 4,5 procent. Tak wysokich stóp procentowych nie było w Polsce od prawie 10 lat. Spłacający kredyty z przerażeniem spoglądali na wyciągi z kont, uszczuplonych o kwoty rat. A inflacja, zamiast maleć na skutek tych zabiegów, dalej szybowała w górę - w kwietniu wyniosła już 12,4 procent.

29 kwietnia Filip Folczak wybrał się na zakupy do tego samego sklepu, w którym zaopatrywał się w grudniu. Załadował do koszyka te same produkty. W grudniu zapłacił za nie 37,79 zł, teraz zaś - już 58,87 zł. W ciągu miesiąca koszt takich codziennych zakupów wyniesie 1766,10 zł.

Gdyby w tym dniu Filip zatankował również paliwo - wlał do baku 70 litrów benzyny Pb 95 - kosztowałoby go to 452,20 zł (6,46 zł za litr), czyli o 67 zł więcej niż w grudniu 2021 roku.

Gdyby zaś Filip spłacał kredyt, musiałby teraz (kwiecień/maj) na swoim koncie zabezpieczyć 2506 zł, czyli o 924 zł więcej niż w grudniu 2021.

Koszty codziennych zakupów w sklepie, jednego baku paliwa i kredytu wyniosłyby teraz 4 724,30 zł miesięcznie. Za to samo Filip w grudniu zapłacił 3 492,80 zł. Wzrost tych trzech kosztów przekroczył więc 35 procent i 1200 zł. Na pierwszy rzut oka widać, że głównym czynnikiem tego wzrostu jest zwiększenie kosztów kredytu, wynikające z podwyższenia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej.

Tymczasem według danych GUS inflacja w maju wyniosła 13,9 procent.

Inflacja w Polsce na przestrzeni ostatnich lat, do maja 2022
Inflacja w Polsce na przestrzeni ostatnich lat, do maja 2022
Źródło: TVN24

Wujków dwóch

Majowa konferencja Adama Glapińskiego odbywała się w określonym kontekście - zbliżała się sejmowa debata, mająca na celu rozstrzygnięcie, czy prezes NBP pozostanie na swoim stanowisku na kolejną kadencję. Wszystko, co mówił, było więc interpretowane przez pryzmat polityki i tego, czy parlamentarzyści Zjednoczonej Prawicy udzielą mu poparcia, czy nie.

Prezes NBP wskazał, że działania rządu "są przeciwne" do polityki pieniężnej. To mogłoby sprawiać wrażenie, że Adam Glapiński występuje przeciwko swojemu politycznemu zapleczu. Nic bardziej mylnego.

- Wzrost stóp procentowych ogranicza budżety osób spłacających kredyty i zatrzymuje udzielanie nowych kredytów i taki jest cel tej operacji. Zaś działania rządu z tego punktu widzenia są przeciwne - tłumaczył Glapiński, by zaraz dodać:

Rząd jest tu dobrym policjantem, dobrym wujkiem, my tym niedobrym wujkiem. I to musi ze sobą jakoś współgrać.

I kontynuował: - Z punku widzenia obywatelskiego, ludzkiego, my to absolutnie akceptujemy, bo nie chcemy, żeby to doprowadziło do dramatycznych sytuacji.

Następnie Adam Glapiński użył metafory medycznej, wedle której Rada Polityki Pieniężnej (zły wujek) "wysusza" jakiś obszar z pieniędzy, zaś rząd (dobry wujek) "jednak tam kroplówkę do jakichś obszarów zarządza".

Ekonomista, a zarazem związany z Prawem i Sprawiedliwością polityk nie dodał, że taka sytuacja jest korzystna dla obu wujków - jeden z nich jest wybierany przez polityków, na zlecenie których może odgrywać rolę "złego", który "wysusza" obywateli z pieniędzy, a politycy - jako ci "dobrzy" - mogą się przypodobać swoim wyborcom w roli tych, którzy spieszą z podaniem "kroplówki". Pytanie tylko, czy takie działania mają sens ekonomiczny (poza oczywistym, wizerunkowo-politycznym). Bo inflacja rządzi się swoimi prawami. W sierpniu, według danych GUS, wyniosła już 16,1 procent.

A Adam Glapiński został prezesem Narodowego Banku Polskiego na kolejną kadencję.

Adam Glapiński wybrany na prezesa NBP na drugą kadencję
Źródło: TVN24

Prezes NBP na wakacjach. Ale tak nie do końca...

W międzyczasie nadeszły wakacje. Hotelarze i restauratorzy, którym udało się przetrwać pandemię, liczyli kolejne straty wynikające teraz z wysokich kosztów działalności i niewielkiej liczby wypoczywających, którzy zamiast wydawać pieniądze na rozrywki starali się odłożyć środki na raty kredytów.

Adam Glapiński w lipcu wypoczywał w Sopocie. Na molo spotkał działaczkę Agrounii, która poprosiła go o chwilę rozmowy. Krótka wymiana zdań została nagrana i trafiła do sieci.

- Panie prezesie, może mi pan powiedzieć: jak my mamy teraz żyć? Mam dwa etaty, firmę, kredyty idą teraz do góry o sto procent…

Prezes Glapiński spacerował za rękę ze swoją żoną.

- Proszę głosować na Tuska, to będzie lepiej - odpowiedziała Katarzyna Glapińska, z wykształcenia ekonomistka, a sam prezes potwierdził te słowa z uśmiechem i widoczną ironią: - Na pewno będzie lepiej.

- Naprawdę? - kobieta zdawała się nie dowierzać.

- No nie… - małżonkowie zaprzeczyli.

- No to jak mamy żyć?

- A kiedy brała pani kredyt? - zapytała Katarzyna Glapińska.

- Dwa lata temu - odpowiedziała działaczka partii zrzeszającej głównie rolników.

- No to miała pani najtańszy kredyt… - skonstatował Adam Glapiński.

- A cieszyła się pani, że miała najtańszy w historii kredyt? - pytała zaczepnie Katarzyna Glapińska.

- A teraz mam się cieszyć…?

- Teraz ma pani normalny kredyt - stwierdziła żona prezesa, absolwentka Szkoły Głównej Handlowej.

Działaczka Agrounii odparła, że oglądała konferencję prasową prezesa NBP, niewiele z niej rozumie i nie wie, co ma robić.

Nie milkną komentarze po nagraniu z prezesem NBP
Nie milkną komentarze po nagraniu z prezesem NBP
Źródło: TVN24

Adam Glapiński uspokajał, że według tego, co można dziś przewidzieć, inflacja właśnie jest najwyższa i wynosi "koło szesnastu", a potem, jak ocenia, będzie spadać, by pod koniec roku osiągnąć wynik "jednocyfrowy".

- Być może w ostatnim kwartale przyszłego roku będziemy już obniżać stopy procentowe - mówił.

- Ale jak Putin wejdzie do Polski, to będzie jeszcze gorzej - stwierdziła Katarzyna Glapińska, a mąż próbował ją uspokoić i samodzielnie odpowiadać na pytania działaczki. - Kasiu, nie wolno straszyć - łagodnym tonem upomniał żonę, która jednak nie zamierzała zamilknąć i życzyła działaczce wygranej w totka.

Kiedy rozmowa między dwoma paniami zeszła na temat bezpieczeństwa Polski w NATO (małżonka prezesa NBP wydaje się być sceptyczna wobec gwarancji bezpieczeństwa, jakie ma Polska w Sojuszu Północnoatlantyckim i Unii Europejskiej), Adam Glapiński naciskał, by wrócić do głównego tematu rozmowy, jakim są kredyty.

- W tej chwili jest najwyższa inflacja i najwyższe stopy procentowe. Jeśli będzie jeszcze podwyżka stóp procentowych, to tylko jedna i niewielka: o 0,25 punktu - stwierdził prezes NBP.

- A jak wejdzie Putin…? - nie odpuszczała żona prezesa. Na koniec powiedziała, że żyła w komunie i wtedy było jej gorzej.

Adam Glapiński w 2021 roku - według informacji opublikowanych przez NBP, zarobił ponad 1,1 miliona złotych, ponadto - jak podał dziennik "Fakt" - otrzymał prawie 600 tys. zł premii.

Państwo Glapińscy, jak ujawniło Radio Zet, posiadają podwarszawską posiadłość z basenem oraz ponadhektarowy las, a także trzy mieszkania w stolicy, apartament w Sopocie oraz pół hektara ziemi w podwarszawskiej wsi.

Adam Glapiński mylił się co do przewidywań dotyczących poziomu inflacji. W wakacje nie było żadnego szczytu, inflacja dalej rosła. Ale jeśli chodzi o podwyżkę stóp procentowych - danego na sopockim molo słowa dotrzymał.

We wrześniu, kiedy inflacja osiągnęła poziom 17,2 procent, Rada Polityki Pieniężnej - po raz ostatni w mijającym roku - podniosła stopy procentowe o 25 punktów bazowych. Tym samym ich poziom ustabilizował się na poziomie 6,75 proc.

prof
Prof. Marian Noga o wypowiedziach prezesa NBP (wrzesień 2022 roku)
Źródło: TVN24

W październiku, jak podał GUS, inflacja wyniosła 17,9 procent i tym samym osiągnęła poziom najwyższy od 1996 r. Mimo to Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o pozostawieniu stóp na niezmienionym poziomie. Ta decyzja spowodowała spadek wartości złotego. Kurs euro, dolara i franka wzrósł momentalnie o 3-5 groszy.

W listopadzie, według danych GUS, inflacja wyniosła 17,5 procent, zmniejszyła się więc nieznacznie w stosunku do poprzedniego miesiąca, a Rada Polityki Pieniężnej po raz drugi z rzędu pozostawiła stopy procentowe na tym samym poziomie. Następnie uczyniła tak samo trzeci raz z rzędu, w grudniu tego roku.

Prezes bierze długopis

8 grudnia odbyła się comiesięczna konferencja prasowa prezesa NBP, na której przekonywał, że w innych krajach Europy sytuacja jest gorsza niż u nas - naszym zachodnim sąsiadom spada PKB i grozi im recesja. Polski - zdaniem Adama Glapińskiego - ten problem nie dotyczy.

"Inflacja jest wszędzie, nie tylko w Polsce" - ten argument jest od wielu miesięcy powtarzany niczym refren przez samego szefa NBP i jego zwolenników. To oczywista oczywistość, jak powiedziałby klasyk. Jednak równie oczywiste jest, że różne kraje różnie sobie z inflacją radzą. Średnia inflacja w Unii Europejskiej (według Eurostatu) wyniosła 10,1 procent. Na 27 krajów UE Polska zajęła szóstą pozycję. To znaczy, że jesteśmy w czołówce krajów z największą inflacją w Europie (przed nami są: Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa i Węgry).

Wracając zaś do konferencji prasowej z 8 grudnia, warto przytoczyć jeszcze dwie wypowiedzi Adama Glapińskiego.

Pierwsza:

Polska jest na szybkiej drodze, by stać się krajem naprawdę wysoce zamożnym. 

- Ta sytuacja teraz - spowolnienia, nie zmienia faktu, że w ciągu najbliższej dekady przeciętne PKB na głowę mieszkańca - mierzone według siły nabywczej - w Polsce może osiągnąć poziom Francji. Dla każdego Polaka Francja jest krajem bogatym, zamożnym - stwierdził szef NBP.

I druga wypowiedź:

Jeśli słyszą państwo różne alarmistyczne informacje, to warto samemu pójść do sklepu. Ja tak zrobiłem i się bardzo zdziwiłem. 

- Wziąłem notes, długopis, poszedłem do najbliższych sklepów. Wbrew niektórym stacjom telewizyjnym cena chleba jest o wiele niższa, niż się informuje - stwierdził Glapiński.

glapinski
Prezes NBP wziął notes, długopis i "bardzo się zdziwił" cenami.
Źródło: TVN24

Według portalu dlahandlu.pl, który porównuje ceny produktów spożywczych w wielu sklepach i sieciach handlowych, średnia cena chleba w grudniu 2022 roku wyniosła 6,71 zł. Rok wcześniej było to 4,72 zł. W ciągu roku cena chleba w polskich marketach (nie mówimy tu o niewielkich rzemieślniczych piekarniach, w których jest jeszcze wyższa) wzrosła średnio o 42 procent. Tymczasem prezes NBP jest zdziwiony, że chleb jest taki tani. Według niego to nie jest "alarmistyczna" informacja.

Życie coraz droższe. I tak z miesiąca na miesiąc

Filip Folczak wybrał się na zakupy przed miesiącem, dokładnie 24 listopada 2022 roku. Poszedł do tego samego sklepu i kupił tych samych dziewięć produktów. Zapłacił 87,54 zł. W ciągu miesiąca za takie codzienne zakupy zapłaciłby w sumie 2 626,20 zł.

Gdyby zatankował 70 litrów paliwa, zapłaciłby 458,50 zł (6,55 zł za litr benzyny Pb 95).

Gdyby miał kredyt na 300 tys. zł, musiałby się liczyć z koniecznością opłacenia raty w wysokości 2767 zł. Co prawda, gdyby skorzystał z czteromiesięcznych wakacji kredytowych jesienią mijającego roku, mógłby zaoszczędzić nieco grosza, jednak właśnie będą mu się te wakacje kończyły.

Inflacja uderza w portfele Polaków
Źródło: TVN24

Te trzy pozycje z domowego budżetu dają w sumie 5 851,70 zł.

W kwietniu za to samo zapłaciłby 4 724,30 zł.

W grudniu ubiegłego roku za to samo zapłaciłby 3 506,10 zł.

Nietrudno policzyć: w ciągu mijającego roku koszty życia w tym przypadku (codzienne zakupy, bak paliwa, spłata kredytu) wzrosły o 2 345,60 zł, czyli o prawe 67 procent.

Przypomnijmy - oficjalnie, według danych GUS, inflacja w Polsce w listopadzie wyniosła 17,5 procent.

Czytaj także: