Dyskusja o dzietności, w kontekście publicznym, prawie zawsze niesie za sobą nieświadome naruszenie praw kobiet, bo sprowadzamy je wtedy do roli obrońców polskiej demografii, zapominając, że one są częścią bardzo szerokiego systemu - mówiła Wiktoria Nowak ze Stowarzyszenia "Dziewczyny Na Wybory". Wspomniała, że z rozmów zarówno z dziewczynami, jak i chłopakami, w decyzji o nieposiadaniu dzieci na prowadzenie wychodzą trzy rzeczy: brak stabilności w kontekście szeroko rozumianym, kwestia zawodowa, a trzecia to jest rozjazd, który dzieje się między młodymi mężczyznami i kobietami. Tomasz Terlikowski zwrócił uwagę, że "w Polsce jest nacisk na każdą nietypowość - jeśli jakieś zachowanie jest niestandardowe, to ono spotyka się czasami z bardzo złośliwymi komentarzami". - Jak ja wchodziłem z piątką dzieci do jakiegokolwiek sklepu, to klękajcie narody, ale jak moja żona wchodziła z piątką dzieci, to było pytanie: to wszystko pani, kto pani to zrobił - wspomniał. Zaznaczył też, że "przynajmniej część kobiet się obawia sytuacji, w której przez jakiś czas zawodowo pracuje tylko jedna osoba, co może się wiązać z przemocą ekonomiczną". Oskar Sobolewski podkreślił, iż "to, że tych dzieci się nie urodziło w danym roku, będzie miało swoje konsekwencje, czego się nie nadrobi". - Część z osób będzie wychodziła z rynku pracy, ale nie będzie miał ich kto zastępować - tłumaczył. Zdaniem Olgi Bończyk "egoizmem jest posiadanie dzieci, a nieposiadanie wewnętrznego trybu, który pozwoli kobiecie naprawdę z sercem i mądrością podejść do tego dziecka". - Urodzić dziecko to jedno, ale później tym dzieckiem przez przynajmniej 18 lat trzeba się zająć, być dla niego wsparciem. To nie jest tylko chwila uniesienia, to są poważne, życiowe decyzje - stwierdziła. <br/>