Jakiś czas temu, pisząc w tym miejscu o filmie "Gierek", zauważyłem, że film ten powinien zrobić przyjemność Prezesowi. Pozytywny bohater, Pierwszy Sekretarz KC PZPR, naraża się swoim wrogom, Rosjanom i potęgom zachodnim z identycznych powodów, dla których te same obce siły zatruwają dziś życie Prezesa - pisze w felietonie Maciej Wierzyński.
Gierek mianowicie, tak jak dziś Prezes, czynił wszystko, abyśmy "wstali z kolan" i skończyli z obezwładniającą nas "mikromanią". Ambitne cele były więc uderzająco podobne, tylko slogany propagandowe inne. Zamiast "wstawania z kolan" stawaliśmy się dziesiątą potęgą gospodarczą świata, walkę zaś z mikromanią, czyli z dziejowym pesymizmem, toczono pod wezwaniem, "aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej". Z grubsza biorąc, chodziło o to samo: tchnąć optymizm w znękanych i zmęczonych przez historię Polaków, zachęcić ich do wysiłku, broń Boże nie nadmiernego, mówiąc, że drugiego takiego narodu na kuli ziemskiej nie ma, nagrodą zaś miało być zajęcie należnego temu narodowi od dawna miejsca w światowej szpicy.
Gierkowi się nie całkiem powiodło. Polska nie urosła w siłę, lecz utonęła w długach. Ich spłatę, litościwie rozłożoną na raty, udało się zakończyć zaledwie kilka lat temu, kiedy główny zadłużacz dawno nie żył. Dlaczego się nie powiodło? O tym właśnie jest książka "Wielkie rozczarowanie" napisana przez Marcina Zarembę. A ponieważ dziś widzę wokół siebie symptomy rozczarowania, sięgając po nią, spodziewałem się, że jest to zbiór przestróg skierowanych do obecnej władzy, która na moje oko podąża szlakiem Edwarda Gierka.
Marcin Zaremba niczego wszelako nie sugeruje. Nie twierdzi, że to z natury rzeczy musiało się tak, czyli źle, skończyć. Odwrotnie, Zaremba nie jest entuzjastą determinizmu historycznego. Mniema raczej, że skupienie na wadach systemu komunistycznego "nie daje odpowiedzi na pytanie, dlaczego do rewolucji (mowa o upadku Gierka i rewolucji "solidarnościowej" - przyp. M. Wierzyński) doszło właśnie w Polsce, a nie na przykład w Rumunii czy na Węgrzech, gdzie system był podobny. (...) Musiało istnieć 'coś' jeszcze. I o tym 'czymś' jest ta książka". Osobiście uważam, że być może nie musiało się to źle skończyć dla władzy, ale jednak eksperyment gierkowski, czyli próba życia na kredyt, musiał się źle skończyć dla kraju. Dla każdego kraju.
Przypuszczam, że podobnie będzie z eksperymentem PiS-owskim. Choć, przyznaję, że oba te eksperymenty pozwoliły różnym częściom społeczeństwa przez pewien czas cieszyć się złudzeniem dobrobytu, to jednak nie mogę powstrzymać się od przypomnienia starego dowcipu o ustroju socjalistycznym: "Prawda, pomysł świetny, ale może byłoby lepiej najpierw popróbować na szczurach". Tak czy owak, bez zastrzeżeń zalecam czytanie Zaremby, bo jego książka pozwala lepiej zrozumieć nie tylko historię, ale i teraźniejszość. Pozwala lepiej zrozumieć historię w tym sensie, że w obecnych zamierzeniach władzy widzę podobną, nieliczącą się z niczym drogę na skróty ku modernizacji, realizowanej przez niecierpliwą ekipę ludzi, którzy nie mają zamiaru czekać dłużej w kolejce do państwowej kasy.
Mamy Hutę Katowice i jej współczesny odpowiednik Centralny Port Komunikacyjny i mamy młodocianych cyników, gotowych za pieniądze uzasadniać każdy pomysł władzy. Mamy tę samą chęć kontrolowania wszystkiego, centralizowania decyzji. Mamy niechęć do samorządności i obsadzanie kluczowych stanowisk swoimi ludźmi. Są jednak i różnice, bo na szczęście żyjemy w innych czasach.
Tytułowe "Wielkie rozczarowanie" wzięło się, między innymi, z niespełnianych obietnic: towar był, a potem znikł, ludzie mieli żyć dostatnio, a czekały na nich puste póki i system kartkowy. To przyspieszyło katastrofę polityczną. System wolnorynkowy nie zna braku towarów, Prezesa nie prześladują nocne wizje pustych półek. Prześladuje go wizja ludzi rozwścieczonych brakiem mięsa, a w końcu nawet wódki. Od tego jest Glapiński, który zapewnia, że nie ma inflacji. Drukuje pieniądze i uspokaja kolegów, że zamianę 500 plus na 800 plus da się, jak mówią górale, jakoś "wyonacyć".
"Po grudniowym kryzysie - czytamy u Zaremby - Gierkowi i jego współpracownikom bardzo zależało na stworzeniu klimatu zaufania, czemu służyło kupowanie przychylności grup zawodowych uznanych za kluczowe. (...) W październiku 1971 r. Biuro Polityczne zaleciło rządowi 'rozpatrzenie zagadnienia poprawy sytuacji materialnej dziennikarzy'". Prezes i jego ludzie wpadli na podobny pomysł, a miliardy dotacji dla TVP to świadectwo, jak gorliwie jest realizowany.
Zgrabne analogie, ku uciesze Czytelników, mógłbym cytować bez końca. Pytanie dotyczy finału obu eksperymentów: czy naród zauważy i zrozumie, że nie tak dawno był na podobnym przedstawieniu?
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24