Na początku mego pisania na portal TVN24 nie bardzo wiedziałem, jakich tematów mam się trzymać, ktoś z kolegów jednak praktycznie zauważył: "Jak to pan nie wie? Sprawy zagraniczne to pana specjalność". Nie wiedział ten młody człowiek, że to nie była żadna specjalność, tylko przypadek.
Żeby opowieść skrócić i nie nudzić, czyli jak mówią Anglosasi: "making long story short", chodziło o to, że ponieważ długo mieszkałem za granicą, to pewnie znam jakiś obcy język i orientuję się, jak funkcjonuje zagranica. Wychodząc z tego założenia, moi szefowie w TVN zatrudnili mnie przy stworzeniu audycji poświęconej polityce światowej. Kazali wymyślić tytuł, odkrywczo zaproponowałem "Horyzont" i tak się zaczęło. Wykonywałem tę robotę przez piętnaście lat, aż zorientowałem się, że są w tej branży w TVN lepsi ode mnie, bardziej kompetentni i młodsi. Zrezygnowałem. Wtedy zrezygnowałem. Propozycja została przyjęta z ulgą, myślę, że przez obie strony, zaś niewygodne było jedynie to, że przylgnęła do mnie, niezasłużenie i wbrew mojej woli, opinia znawcy polityki międzynarodowej.
Koledzy z portalu TVN24, którzy mnie z rozpędu przygarnęli, oczekiwali zapewne poważnej myśli zagranicznokomentatorskiej. Z czasem pogodzili się jednak, że jest to, w znacznej mierze, rubryka wspominkowa, z cyklu "Dziadek dziwy przypomina". Dla porządku wszelako, aby nie sprawiać zawodu i podtrzymać, skądinąd ciążącą mi, opinię człowieka poważnego, podejmuję kwestie międzynarodowe. Tak jest właśnie tym razem i oto rezultat.
Wojna Rosji z Ukrainą zmienia świat. Zmienia także Europę. W artykule pisma "The Economist" z 10 czerwca 2023 roku mowa jest o rozszerzaniu Unii, o tym, że Finlandia i Szwecja przystępują do NATO i mowa jest też o tym, że doszło do porozumienia dwóch najpotężniejszych krajów kontynentu Europejskiego: Francji i Niemiec. Autor - jak to w "Economiście", niepodpisany - dodaje też, że zmiany nie ograniczają się do wymiany uprzejmości między prezydentem Macronem i premierem Scholzem. Podczas spotkania w Poczdamie jedli tam razem kolację przez trzy i pół godziny. Po tej kolacji wyszło na jaw, że wyraźnie pod wpływem wojny Scholz i Macron zmienili zapatrywania na wiele kluczowych spraw dotyczących Unii.
Dla Niemiec napaść Rosji na Ukrainę oznacza koniec rozwoju gospodarczego opartego na tanich rosyjskich surowcach energetycznych i eksporcie do Chin. Niemcy też stopniowo i z wahaniem stały się dostarczycielem sprzętu wojskowego i broni dla Ukrainy. Z kolei Francuzi, którzy do niedawna sprzeciwiali się rozszerzaniu Unii na Wschód i traktowali kraje wschodniej Europy jak niedojrzałą młodzież, również złagodzili swoje obiekcje. Macron popiera obecnie status Ukrainy i Mołdawii jako kandydatów do członkostwa w Unii. Francja wycofała też swoje weto wobec przyznania Albanii i Macedonii Północnej rangi kraju kandydata do członkostwa. Taka zmiana frontu sprzyja pytaniom o jej szczerość, ale może francuskie szefostwo naprawdę martwi się o przyszłość.
W Bratysławie przed kilkunastoma dniami Emmanuel Macron wezwał, aby Ukrainie "otworzyć drogę do NATO", a przecież cztery lata temu ten sam Macron powiedział, że organizacja ta ma "martwy mózg", czyli – mówiąc wprost – jest "zidiociała". Ostatnio źródła dobrze poinformowane twierdzą nawet, że prezydent Francji wyraził gotowość otwarcia dialogu o francuskim odstraszaniu nuklearnym. Według cytowanego tu obficie artykułu w "The Economist" w Europie "niewiele da się zrobić bez zgody Francji i Niemiec". Kłóci się to nieco z linią propagandową rządzącej obecnie Polską partii, która kładzie w głowę narodowi, że Unią trzęsą Niemcy, a to oni, jak uczy historia, winni są wszystkich naszych nieszczęść. A ponieważ Unia to Niemcy, to wszystkim naszym nieszczęściom winna jest Unia. Jeśli "The Economist" ma rację, to współsprawcą naszych nieszczęść byłaby Francja.
Ta sama Francja, o której dobrego zdania nie miał Jerzy Stempowski. W eseju zatytułowanym "Europa 1938 - 1939" Stempowski pisał: "Zachód został całkowicie zdewaluowany. (…) W układach monachijskich dopatrywano się nawet uznania Europy Wschodniej za strefę wpływów niemieckich". Zamieńmy tylko przymiotnik niemiecki na rosyjski, Hitlera na Putina i dostaniemy dzisiejszy obraz świata. Z tą tylko różnicą, że współcześnie Zachód - wygląda na to - na szczęście się ocknął i pozbył złudzeń.
Stempowski swoje uwagi pisał na kilka miesięcy przed wybuchem wojny, przed 1 września 1939 roku. Dziś brakuje nam w Polsce nie tylko polityków na miarę tamtych czasów, chociaż i oni nie uratowali Polski przed klęską. Kaczyńskiemu wydaje się, że jest Piłsudskim, nie wiem, co wydaje się Tuskowi, Hołowni albo Czarzastemu; nie wiem, komu wydaje się, że jest generałem Sikorskim. Natomiast wielu znanych dziennikarzy nie jest z pewnością Adolfem Bocheńskim, Catem-Mackiewiczem ani Stempowskim.
W przedwojennym kabarecie śpiewali: "Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma".
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24