Środowisko dziennikarskie zajęło się problemem, czy Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej", postąpił etycznie, drukując artykuł Jacka Kurskiego, przedstawiciela Polski w Banku Światowym.
Tekst podpisany przez Kurskiego nosi niewiele mówiący tytuł "Wiosenne spotkania w cieniu wojny" i nie zawiera żadnej godnej uwagi informacji, na nikogo też nie napada, ale mimo swej nijakości spowodował oburzenie kolegów dziennikarzy poprzez sam fakt ukazania się w piśmie, dotąd uważanym za przyzwoite. Chodzi jednym słowem o to, że przyzwoita gazeta nie powinna drukować produkcji Jacka Kurskiego. Z góry mówię, że nie zgadzam się z takim stanowiskiem.
Chrabota przeprosił za nietakt i opatrzył artykuł Kurskiego usprawiedliwiającym publikację komentarzem, ale to się nie spotkało ze zrozumieniem i w kilka dni po ukazaniu się tekstu Kurskiego, Chrabota zapewnił, że nic takiego więcej się nie zdarzy, raz na zawsze rezygnuje z drukowania Kurskiego. Przeprasza i szlus.
Ja jednak upieram się, że nie zgrzeszył, drukując Kurskiego. Swoje stanowisko w sprawie przedstawiłem w tekście "Jęk symetrysty" opublikowanym 21 kwietnia. Uważam, że "Rzeczpospolita", drukując tekst Kurskiego, postąpiła jak należy. Wykonała swój obowiązek wobec czytelników. Drukując tekst Kurskiego dała im możliwość dowiedzenia się jak Kurski, upchnięty w Banku Światowym na swego rodzaju, dobrze płatnym, politycznym wygnaniu, rozumie swoje nowe obowiązki. Czy traktuje je jak krótki urlop od polityki i propagandy, które dotąd były jego żywiołem? Czy może zamierza skorzystać z okazji, pragnie zmienić fach, porzucić politykę, zostać znawcą międzynarodowych finansów? A może zamierza zwyczajnie dokształcić się, poznać Amerykę i za kilka lat stać się cenionym znawcą problemów ważnego przecież kraju i zostać wybitnym amerykanistą. To są oczywiście żarciki, natomiast całkiem poważną sprawą jest odpowiedź na pytanie, czy pobyt Jacka Kurskiego w Waszyngtonie przynosi jakieś korzyści naszemu krajowi. A może jest tylko miłym urozmaiceniem w życiu polityka Kurskiego - polityka?
"Rzeczpospolita", drukując artykuł, umożliwiła swoim czytelnikom zrozumienie, jak swoje obowiązki w Banku Światowym Jacek Kurski pojmuje. A pamiętajmy, że Bank Światowy to instytucja finansowa, do której skierowali Kurskiego dwaj prezesi: prezes Narodowego Banku Polskiego, na polecenie Prezesa wszystkich Prezesów. Dzięki tej zsyłce Kurski poznaje od środka tę świątynię globalizacji. Nie tak, jak opiszą ją pośrednicy, funkcjonariusze niechętnych naszemu krajowi międzynarodowych korporacji medialnych, lecz z pierwszej ręki. Pozwoli także dowiedzieć się, jakie wnioski z tych obserwacji międzynarodowego kapitalizmu wyciągnie i opowie o tym Prezesowi Jacek Kurski.
Nie będę jego wywodów omawiał, tym bardziej nie będę ich oceniał. Jest oryginał, każdy może przeczytać i wyrobić sobie zdanie o kwalifikacjach naszego przedstawiciela.
Kiedy czytam wyznanie Kurskiego, odnotowującego "z dużą satysfakcją" po raz pierwszy w historii Spring Meetings, obecność polskiego premiera w składzie polskiej delegacji, to chyba sami Państwo rozumieją, że z trudem powstrzymuję łzy wzruszenia napływające mi do oczu. Nie mam też najmniejszych wątpliwości, że w Waszyngtonie reprezentuje nas specjalista od propagandy.
I doprawdy nie rozumiem zajadłości, z jaką Mariusz Janicki w komentarzu zamieszczonym na elektronicznych stronach "Polityki" krytykuje decyzję red. Chraboty. Janicki przypomina, że pismo przyzwoite, a na takie miano zapracowała "Rzepa", nie powinno na swoje łamy wpuszczać Kurskiego, bo zniszczył publiczną telewizję. Druk Kurskiego to według Janickiego przekroczenie granic przyzwoitości.
Osobiście uważam, że myśl Mariusza Janickiego w tym momencie pobłądziła. Według mnie pierwszym obowiązkiem gazety jest informowanie. Z tekstu Kurskiego wynika natomiast jasno, że widzi on siebie nadal jako propagandzistę. W tym także upatruję słuszność decyzji red. Chraboty, bo ujawnia ona wiarę w rozum czytelnika, w jego umiejętność samodzielnego odróżnienia ziarna od plewy.
Nie wykluczam, że mylę się głęboko. Być może rację ma Jacek Kurski, którego zdanie o "ciemnym ludzie" zapewniło mu nieśmiertelność. Ja jednak tkwię w niemodnym, być może wręcz staroświeckim, przeświadczeniu, że lud czytelniczy nie całkiem zidiociał.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24