Jarosław Szczepański, do niedawna rzecznik prasowy Telewizji Polskiej, został doradcą medialnym Bronisława Komorowskiego, wicemarszałka Sejmu oraz lidera Platformy Obywatelskiej - informuje "Dziennik".
- Nad dobrymi propozycjami zastanawiam się krótko" - powiedział Szczepański o swojej nowej roli.
Szczepański jest zatrudniony w gabinecie marszałka od marca, odpowiada za kontakty z mediami, ale jak sam zastrzega, nie jest rzecznikiem prasowym. Jednak o swojej roli u boku Bronisława Komorowskiego mówi niechętnie, zdecydowanie woli odpowiadać na pytania "merytoryczne". Poza kontaktami z dziennikarzami nie wiadomo, czym były rzecznik telewizji będzie się zajmował w gabinecie marszałka - jak wynika z jego słów nie będzie pracował ani nad zmianą wyglądu Komorowskiego, ani nad nowym wizerunkiem medialnym lidera Platformy.
- Uważam, że dobrzy fachowcy nie potrzebują zmian - ucina Szczepański. Dlaczego więc Komorowski zatrudnił Szczepańskiego? Z pewnością zdecydowało jego 30-letnie doświadczenie pracy w mediach.
- Z Jarosławem Szczepańskim znam się od stu lat - mówi gazecie Komorowski. - Był rzecznikiem Mazowieckiego i Dworaka, który jest moim przyjacielem, mamy do siebie zaufanie, poza tym ma świetną opinię - dodaje.
"Dziennik" przypomina, że w lutym Szczepański znalazł się w opublikowanym raporcie Antoniego Macierewicza o współpracownikach WSI. Dziennikarz zaprzeczył tym doniesieniom, opublikował list otwarty do prezydenta, w którym zapewniał, że nigdy nie donosił na nikogo.
W 2005 r. nazwisko Szczepańskiego znalazło się wśród 22 nazwisk tzw. antyrzeczników - czyli rankingu niedorzeczników miesięcznika "Press". Dziennikarze, którym przyszło z nim współpracować, nie wystawili mu laurki, narzekali, że ich pouczał zamiast informować.
Szczepański, do niedawna jeszcze szara eminencja telewizji, rozstał się z nią, gdy prezesem został Bronisław Wildstein. Z Woronicza odszedł za porozumieniem stron.
- Nie było tak, że bardzo pragnęliśmy, aby pozostał na stanowisku rzecznika, ale też nikt nie miał wobec niego morderczych instynktów - mówi nam jeden ze współpracowników Wildsteina.
Źródło: "Dziennik"