- Jak się jedzie trzysta na godzinę, to normalnie TIRy jadą do tyłu. Ostatnio z kumplem tak grzaliśmy katowicką - opowiada pan mechanik siedząc na ławeczce przed stacją. - No... ja ostatnio dwieście leciałem motorkiem po Mazurach. Wiesz, takie są wąskie drogi obsadzane lipami, to normalnie te lipy taki jeden zielony tunel. Jazda jak po jakiś prochach - mówi na to kolega pana mechanika. A obok siedzę sobie z żoną i czekając na wizytę w SKP słuchamy dialogów miszczów świata.
SKP, czyli Stacja Kontroli Pojazdów, to obowiązkowy punkt corocznych wizyt dla posiadaczy aut starszych niż trzy lata. "Nowe" auto żony ma lat jedenaście i z przestraszoną duszą na ramieniu pierwszy raz jedziemy nim na kontrolę. Jak usiedliśmy na tej ławeczce, to ze strachu dusza uciekła z ramienia i schowała się w krzakach.
- Wczoraj była taka panienka z Citroenem. Na MacPhersonie taki luz, że normalnie wszystko lata. Kierownica chodzi jak chce, wszystko stuka, puka, no człowieku, rzęch - opowiada specjalista od jazdy 300 km/h. - No to my mówimy, że dalej to se jechać może, ale lawetą. Albo dzwonimy po psy. To ona w płacz i dzwoni po tatę. I sholował ją - dodaje rozbawiony. - A co to za Citroen? - pyta kolega od motorów. - No... BX... nie, czekaj... ZX (i tu pobledliśmy, patrząc na błyszczące ZX na naszym krążowniku szos) nie, już wiem, AX - oświadczył, a my odetchnęliśmy - tym bardziej, że zbliżała się nasza kolej.
Spec od motorów skończył konwersację z demonem prędkości i swoją kilkunastoletnią podrasowaną czarną Hondą wjechał, pierdząc niemiłosiernie, do środka. Poszło jakoś szybko a i specjalnie odgłosów badania nie było słychać. Po kilku chwilach brama się otwiera i wjeżdżamy Cytryną. - Zaraz coś znajdziemy, he he - powitał nas miszcz. Ale znalazł i wymienił tylko przepaloną jedną żaróweczkę... albo specjalnie się nie przykładał, bo jak wyjeżdżaliśmy, pożegnał nas niby mówiąc do kolegi: "to się do tefauenu nadaje!". Owszem, nadaje i nawet już jest.
No dobrze, ale co poeta chciał przez to powiedzieć? Autor w tym momencie pyta jak działa system kontroli pojazdów. Na papierze - świetnie. Ale na papierze ostemplowanym przez SKP autor widział kompletnie zepsute auto, które po tygodniu na kolejnym papierze z tej samej stacji nagle zdrowieje. Auto oczywiście nigdy w tej stacji nie było, a dwa fikcyjne badania służą legalizacji niskiej faktury zakupu - że niby wjechało rozbite i ktoś je reperuje. Innym razem autor widział podziurawionego rdzą Poloneza dopuszczonego oczywiście do ruchu jako auto kompletnie sprawne. Dwieście złotych, proszę Państwa. Sto to koszt badania, a drugie sto - koszt niebadania.
Do zobaczenia za rok.