Politycy wytrzymali 104 dni. I znów zapragnęli zmienić prezesa Telewizji Polskiej. To znak, że Urbański już nie porządzi długo na Woronicza. Ale także dla nas znak, że dla polityków Telewizja Polska to nadal intratne miejsce dla partyjnych kolegów. Reszta się nie liczy. Ani widz, ani tym bardziej misja, nie mówiąc o biznesie.
Zaczęło się tak jak przy wykopywaniu z prezesury TVP Bronisława Wildsteina. W sobotę dostałem cynk z miasta: prezes Urbański będzie odwołany. Sprawdziłem. Okazało się, że coś jest na rzeczy, ale nic nie jest przesądzone. Atmosfera gęstniała. Skąd telefon? Wiewiórki Giertycha mają być szefami i wiceszefami regionalnych oddziałów TVP. To spłata długu za poparcie Skrzypka na szefa NBP. Jeden z nominowanych przez ministra edukacji to 25-letni, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej. To zapewne niezła rekomendacja, ale na szefa gazetki o glanach tudzież goleniu na łyso, a nie na stanowisko wicedyrektora najważniejszego ośrodka regionalnego TVP. No i Urbański nie chce się na to zgodzić. To nie w smak Lidze, ale i PiS nie chce kłopotu z przystawkami.
Podobne sytuacje zdarzały się i za prezesury Wildsteina. Jego (w mojej słuchawce) odwoływano przynajmniej kilkadziesiąt razy. Pierwszy raz, gdy Wildstein nie chciał powołać osoby rekomendowanej przez Samoobronę na dyrektora TVP 3. Potem, gdy Wildstein wszedł w otwarty konflikt z dyrektor TVP 1, popieraną przez braci Kaczyńskich. Podnosiłem też słuchawkę, gdy Wildstein zerwał zarząd, bo nie zgadzał się na mianowanie niektórych dyrektorów ośrodków regionalnych.
Alarmów w sprawie Urbańskiego będzie jeszcze kilka, bo stanowisk w TVP jest dużo. Gilotyna kiedyś jednak spadnie, bo prezes TVP zawsze przegra z obsadą szefa NBP czy NIK-u.
Beznadziejna jest sytuacja TVP. Choć zawsze była upolityczniona, wciąż ktoś deklaruje, że już nie będzie i potem nic z tego nie wychodzi. Bo żaden polityk nie odda wpływu na spółkę, która zarabia ponad miliard złotych i można do niej wcisnąć hordę kumpli za pensję kilkakrotnie przewyższającą średnią krajową (doradca zarządu zarabia tam do 20 tys. zł).
Dlatego nigdy w naszym kraju TVP wśród dziennikarzy nie będzie cieszyło się estymą taką jak BBC w Wielkiej Brytanii. I nigdy nie będzie wymarzonym miejscem pracy dla dziennikarza.
Bo jeśli ktoś chce mieć za szefa polityka, to zostaje asystentem posła. A jak ktoś chce oglądać upartyjnione programy, to sobie kupuje kroniki filmowe na DVD.