Reforma oświaty polegająca na wysłaniu sześciolatków do pierwszych klas zaczyna się od wymiany szkolnych programów i podręczników. Zapłacą za to rodzice, i to słono - ostrzega dziennik "Polska".
Przez kolejnych sześć lat, począwszy od września 2009 r., rodzice będą musieli kupować tylko nowe podręczniki. A to wydatek niemały – od 200 do 400 zł na jedno dziecko. Nie będą mogli odkupywać używanych. Książki szkolne, z których korzystali starsi koledzy, będą bowiem nieaktualne. Dotychczas, dzięki możliwości kupna używanych książek, cenę kompletu można było zmniejszyć nawet o połowę.
Zdaniem gazety, Ministerstwo Edukacji nie ma pomysłu, jak pomóc uboższym rodzicom. A pomoc jest konieczna, bo nowe książki będą oni musieli kupować każdego roku. Szefowa MEN Katarzyna Hall tylko apeluje do wydawców, by ograniczyli wydatki na promocję podręczników i w ten sposób obniżyli ich ceny. Ci twierdzą, że kosztów promocji nie da się zmniejszyć. Zwracają uwagę, że i tak będą mieć zaledwie dwa, trzy miesiące na wypromowanie swoich tytułów, bo nowe podstawy programowe MEN opracuje dopiero w czerwcu, a przygotowanie podręcznika trwa blisko rok.
Teraz rynek szkolnych książek wart jest około 600 mln zł. Po reformie jego wartość co najmniej się podwoi. "Walka będzie zacięta" – nie ukrywa Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki. Dlatego PIK namawia resort edukacji, by ustalił zasady etycznego docierania wydawnictw ze swoimi książkami do nauczycieli. Bywa, że nauczyciele i szkoły w zamian za wskazanie konkretnego podręcznika dostają komputery, sprzęt RTV i zaproszenia na drogie wyjazdy.
Źródło: tvn24.pl, "Polska", PAP