Dziś nareszcie będzie kontrowersyjnie. Temat świeży i mocny. Straże Miejskie straciły prawo do ścigania kierowców przekraczających prędkość. Tak orzekł Trybunał Konstytucyjny. Ale żeby było rzeczywiście kontro-wersyjnie, wersje bloga będą dwie. Dwie i pół.
Wersja pierwsza.
Piraci drogowi będą mogli teraz bezkarnie szaleć po miejskich ulicach, kupione za gminne pieniądze fotoradary trafią do szafy, na pieszych padł blady strach. Kilkaset wykroczeń drogowych – ba, często pewnie i przestępstw – ujdzie płazem, bo strażnik szaleńcowi w ryczącej piętnastoletniej beemie z przyciemnionymi szybami będzie mógł co najwyżej życzyć szerokiej drogi. A że dróg szerokich – w przeciwieństwie do szaleńców - nie ma zbyt wiele, nieszczęście gotowe. Teraz bezużyteczny w Straży sprzęt przejmie policja, do jego obsługi oddeleguje funkcjonariuszy, których ciężka praca przez cały dzień będzie wyglądała tak: godzina 9.00 – rozstawienie radaru, od godziny 9.01 do 16.59 obserwacja natężenia ruchu połączona z piciem kawy i zgadywaniem, ile zrobimy fotek, godzina 17.00 – złożenie radaru i zjazd do bazy. Tam kolejni funkcjonariusze zajmą się wywoływaniem zdjęć, papierkową robotą nad wezwaniami i tym sposobem kilkuset policjantów zamiast rzeczywiście walczyć z przestępcami zajmie się obowiązkami Straży Miejskiej. Przy okazji stracą samorządy – bo pieniądze z mandatów trafią do Skarbu Państwa.
Wersja druga.
Nieroby wreszcie wezmą się do pracy. Najbardziej znienawidzona formacja porządkowa przestanie zajmować się zadaniami pseudopolicyjnymi a zacznie pilnować porządku. Zamiast obserwować ruch uliczny – sama na ulice wyjdzie. Kilkuset strażników więcej to kilkaset mniej wybitych szyb, wyrwanych torebek i ukradzionych komórek. Jeszcze gdyby przestali uganiać się za babciami handlującymi pietruszką a zaczęli szukać młodzieńców handlujących innymi ziołami, byłaby pełnia szczęścia. Mądry wyrok Trybunału wreszcie ograniczył prawa jakiejś formacji udającej policję, oddał policji co policyjne a straży miejskiej co miejskie.
Wersja półtora, czyli pomiędzy.
Wydaje mi się, że wciąż brak dobrego pomysłu na Straż Miejską. Gdy rządy w Warszawie obejmował Lech Kaczyński, stworzył specjalny wydział Patrolowo-Interwencyjny, do którego trafili świetnie zbudowani i wyszkoleni strażnicy z zadaniem łapania przestępców. Taka prawie policja. Nowa ekipa w Ratuszu wydział rozwiązała i teraz karatecy będą sprawdzali, czy samochody na Marszałkowskiej zaparkowane są przepisowo. Ta sytuacja i dzisiejszy wyrok Trybunału świetnie ilustrują rozkrok, w jakim od lat są funkcjonariusze straży miejskich.
Ni to Rambo, ni Gliniarz w Przedszkolu.