Ostatnie trzy dni przyjmowania deklaracji podatkowych to oczywiście najlepszy moment, aby urzędnicy skarbówki utrudnili życie ogłaszając strajk. Niech sobie podatnicy swoje PITy wsadzą. W skrzynkę. No i co, skarby moje? Nie wyszło – chwała Bogu i Świętemu Mateuszowi, patronowi poborców podatkowych.
Mam wrażenie, że na przekór przywódcom związkowym, urzędnicy poszli po rozum do głowy. Nie ukrywajmy – pracownicy skarbówki, których zawód jest ciężki i niezbędny dla funkcjonowania państwa – od najdawniejszych czasów raczej nie należą do najbardziej lubianych w społeczeństwie. Wyobraźmy sobie więc taką sytuację, że urząd ogłasza strajk, przez co obywatel spóźnia się z deklaracją a następnie ten sam urząd – już po strajku – nakłada na obywatela karę za spóźnienie. Niemożliwe? Możliwe. Ciekawe, jak by się Państwo wówczas zachowali?
Pozostaje co prawda poczta – ale przypomnijmy sobie, że w zeszłym tygodniu „Dziennik” ujawnił, że związkowcy ze służby skarbowej próbowali dogadać się ze związkowcami z poczty, aby ci też dziś zastrajkowali, co wprowadziłoby jakże pożądany chaos. Związki pocztowe wykazały się jednak tym samym instynktem co szeregowi urzędnicy skarbowi i na taki układ nie poszli. Może i szkoda – bo wtedy byśmy się przekonali, gdzie leży granica ludzkiej wytrzymałości. Ludzie zniosą strajk kolejarzy w Święta, strajk nauczycieli w matury, strajk listonoszy też znieśli. Ale tego, co szykowano podatnikom – czyli nam - mogliby już nie wytrzymać.
Swoją drogą – ciekawe spostrzeżenie. Kiedy piszę w Wordzie słowo „skarbówka” komputer automatycznie poprawia je na „karbówka”. Proszę – taki elektroniczny, a jaki życiowy.