Aleksander Lwowicz Apuchtin był przez 20 lat (1879-97) kuratorem warszawskiego okręgu szkolnego. Miał jasną koncepcję, czego i jak należy uczyć: za jego sugestią Dymitr Iłowajski napisał dla polskich uczniów podręcznik do historii. Putin byłby z takiej książki dumny: według rosyjskiego metra nie zawierała „fałszerstw i rewizji”…
Uczniowie nagradzani byli za donosicielstwo, a szpiclowanie na kolegów propagowane było przez Apuchtina jako cnota. Jego ideałem byli studenci całkowicie podporządkowani władzy i lękający się jej. Jedna tylko była racja: rosyjska, a Apuchtin był owej racji strażnikiem. Okres jego rządów nad polskimi szkołami (gdzie po polsku można było uczyć wyłącznie religii) nazywany jest „Nocą apuchtinowską”. Apuchtin kupił sobie koło Ciechanowca majątek Kułaki. Gdy starzy właściciele, wyprowadzając się, chcieli zabrać ze sobą psy – kurator nie pozwolił: „przecież nie było tego w kontrakcie” – powiedział i zatrzymał psy przy sobie. Zasadził tam przywiezione z Rosji jabłonki, ale dawały kwaśne jabłka, których nikt nie chciał jeść. W domu, jaki po sobie pozostawił nikt nie mieszkał: duch Apuchtina straszył tam aż do całkowitej ruiny, prawie do II Wojny… Kuratorskie praktyki Apuchtina nie podobały się Polakom, ale trzeba było Rosjanina, by wyegzemplifikował to – jakby rzec – dobitnie. Student Uniwersytetu warszawskiego, Rosjanin Ewgenij Żukowicz wszedł do gabinetu Apuchtina i dał mu w pysk. Wiele gestem tym nie zdziałał, poszedł do więzienia na 6 miesięcy, ale stał się dzięki temu bohaterem wszystkich Polaków. Jaki z tej opowieści płynie morał? Taka, że noc wreszcie kiedyś mija, nadchodzi świt.