Dziennikarz "Trybuny" Jan Złotorowicz odwiedził Uniwersytet Warszawski na tydzień przed wyborami. Z jego relacji wynika, że jakichkolwiek informacji o wyborach na UW brak, a studentów nie trzeba zachęcać do udziału w głosowaniu.
- Drogę do bramy uniwersyteckiej wytycza szpaler rozdawaczy ulotek. Po chwili mam już ich kilkanaście. "Nie bądź szarak!" – zachęca ulotka szkoły policealnej. "Dlaczego my? Mamy wszystko, aby nauczyć cię angielskiego". Jest też ulotka kursów karate. Ulotki wyborcze? Zero - pisze w "Trybunie" Złotorowicz.
- Jeden jedyny plakat znalazłem po dłuższych poszukiwaniach – wisiał na ścianie sekretariatu samorządu studenckiego. Gdy zapytałem, jak jest na uniwerku przed wyborami, miła pani w geście najwyższego zdumienia uniosła brew: akcja zachęcająca do udziału w wyborach? Nie ma sensu. Studenci sami wiedzą, co robić, nie trzeba im tego tłumaczyć. Jeszcze kiedyś, na początku lat 90., robiło się takie akcje. Teraz już nie.
- Ten plakat zachęcający do wyborów to przejaw aktywności prawicowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Chciałem z kimś z niegdyś legendarnego NZS pogadać, ale mi się nie udało. Pani z samorządu studenckiego też nie pomogła. Ja nawet nie wiem, czy oni w ogóle mają teraz jakąś siedzibę. O ile wiem, to nie. Nie działają za bardzo. Ten plakat to raczej aktywność ich władz krajowych.
- Na warszawskim uniwerku nie ma nie tylko przedwyborczej walki, ale nawet krztyny wyborczego nastroju. Rozczarowuje nawet Instytut Nauk Politycznych. Gdzie jak gdzie, ale tu fakt, że do wyborów już tylko tydzień, powinien być widoczny. Nic z tego! Najbardziej rozreklamowane wydarzenie to otrzęsiny dla studentów pierwszego roku. Choć oczywiście studentom politologii upolitycznienia odmówić nie sposób. Oni tylko tego nie uzewnętrzniają, przynajmniej dopóki ich się nie zagadnie - pisze Złotorowicz.
Źródło: "Trybuna"