Ja już niczego się nie boję, bo przecież mam swoje lata. O młodzież się boję. Do rozlewu krwi już doszło - powiedziała w rozmowie ze Sławomirem Sierakowskim pani Tamara, którą publicysta spotkał w Mińsku na demonstracji. - Myślę, że my to wygramy. Dlaczego tak myślę? Pół kraju nie można do więzienia wsadzić, nie można nas wszystkich rozstrzelać - przekonywała, mówiąc o sobie, że jest "Polką z krwi".
Od dwóch tygodniu w wielu miastach na Białorusi trwają protesty. Manifestanci oskarżają władzę o sfałszowanie wyników wyborów i domagają się ich powtórzenia w uczciwy sposób. Chcą też dymisji prezydenta Alaksandra Łukaszenki i uwolnienia więźniów politycznych oraz wszystkich zatrzymanych w czasie protestów. W niedzielę w Mińsku odbył się masowy marsz, w którym wzięło udział - jak szacują niezależne media - nawet 200 tysięcy osób.
"Będzie ciężko, bo ten człowiek jest chory"
Publicysta "Krytyki Politycznej" Sławomir Sierakowski, który przebywa w Mińsku, rozmawiał w niedzielę z panią Tamarą, która w rozmowie zamieszczonej na Facecbooku Sierakowskiego, mówiła, że na demonstrację przyszła połowa kraju. Pytana, czy to, co się dzieje na Białorusi, się skończy, odpowiedziała, że będzie "bardzo ciężko", bo Łukaszenka "może cały kraj puścić pod te czołgi, nawet nie ma sumienia".
Jak mówiła, "góra" wojskowych to ludzie skorumpowani i tacy sami jak Łukaszenka. - Ale ta "środkowa" to przecież nasi ludzie i ja myślę, że oni nie będą strzelali do swoich matek, do swoich sióstr - powiedziała.
Zapytana, czy nie boi się, że dojdzie do rozlewu krwi, odpowiedziała, że ona niczego się nie boi, bo "przecież ma swoje lata". - O młodzież się boję. Do rozlewu krwi już doszło - mówiła, dodając jednak optymistycznie, że "pół kraju nie można do więzienia wsadzić, nie można nas wszystkich rozstrzelać".
Pani Tamara przyznała, że jest "Polką z krwi", ale wojenne koleje losu sprawiły, że została na Białorusi. Podkreśliła też, że Białorusini są bardzo wdzięczni Polakom. - Walczymy - zaznaczyła.
Sierakowski o spotkaniu: pani Tamara się roześmiała i zaczęła mówić po polsku
Sierakowski w rozmowie z tvn24.pl wyjaśnił, że do rozmowy z panią Tamarą doszło, gdy chciał zrobić zdjęcie demonstracji i wejść na pieniek, na którym siedziała kobieta. Przedstawił się, że jest dziennikarzem z Polski. - Pani Tamara się roześmiała i zaczęła mówić po polsku - relacjonował. Sierakowski w rozmowie z tvn24.pl zauważył również, że "zawstydzająco dużo osób na Białorusi mówi po polsku". - My nie mówimy po białorusku ani po ukraińsku. My mniej wiemy o Białorusi niż Białoruś o Polsce. Powinniśmy dążyć do tego, żeby zainteresowanie było obustronne - mówił.
Źródło: tvn24.pl