Markowi D. Grozi kolejny zarzut. Odkrycie dokumentu nieistniejącego kraju to jeden z powodów przedłużenia aresztu - podaje "Rzeczpospolita".
Zarzut posługiwania się fałszywym dokumentem chce postawić Markowi D. katowicka prokuratura. Od roku lobbysta jest podejrzany o przywłaszczenie ok. 50 mln zł ze swojej firmy Blue Aries, pranie brudnych pieniędzy i niezapłacenie wraz z żoną ponad 7 tys. zł podatku - przypomina dziennik. Prawo jazdy wystawione w 1995 r. przez państwo o nazwie Honduras Brytyjski ze zdjęciem Marka D. zostało znalezione przez prokuraturę trzy lata temu podczas zatrzymania lobbysty na lotnisku w Balicach. Problem w tym, że od 1973 r. Honduras Brytyjski leżący w Ameryce Środkowej na półwyspie Jukatan nie istnieje. Obecnie nazywa się Belize. Sprawę odkrył niedawno jeden z prokuratorów, przeglądając depozyt z dokumentami D. Według informacji "Rz" zaraz po zatrzymaniu Marka D. jego adwokaci zwrócili się do prokuratury o wydanie wszystkich praw jazdy lobbysty. "Musieli wiedzieć, że wśród nich jest ten dokument" – mówi osoba znająca kulisy sprawy. Wstępna analiza kryminalna potwierdziła, że prawo jazdy jest fałszywe, bo Honduras Brytyjski tłoczył dokumenty na innym papierze. "Czekamy na oficjalne potwierdzenie tego faktu" – mówi "Rz" szef katowickiego Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej Jerzy Gajewski. Prokuratura ustala, czy dokument mógł posłużyć Markowi D. do popełnienia czynów niezgodnych z prawem. Fałszywe prawo jazdy jest jednym z powodów przedłużenia lobbyście aresztu (D. siedzi już ponad trzy lata). "Mamy podstawy, by sądzić, że skoro posługiwał się podrobionym prawem jazdy, może posiadać inne sfałszowane dokumenty, które pozwolą mu opuścić kraj" – mówi Gajewski. Według jednego z obrońców D. Leszka Cholewy, fałszywy dokument był mu potrzebny, by bezpiecznie poruszać się w krajach wysokiego ryzyka. "W Stanach Zjednoczonych takie dokumenty można legalnie kupić" – twierdzi Cholewa. Rozmówca "Rzeczpospolitej" uważa też, że prokuratura nie może postawić zarzutu jego klientowi, bo nie ma dowodu, że Marek D. legitymował się tym dokumentem.
Źródło: Rzeczpospolita