Kryptonim "Mengele" był. Ale nie dotyczył podejrzanego kardiochirurga Mirosława G. Odnosił się do... obiektu, a konkretnie telefonu - twierdzi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Tomasz Frątczak, dyrektor gabinetu szefa CBA
Na kryptonim natknęli się sędziowie sądu apelacyjnego, którzy zdecydowali o zwolnieniu z aresztu zatrzymanego w lutym kardiochirurga ze szpitala MSWiA. Był w tajnej części akt, zawierającej stenogramy z podsłuchów. Nie podali jednak kryptonimu, bo chroni go tajemnica. "GW" jako pierwsza napisała, że chodzi o "Mengele", nazwisko hitlerowskiego zbrodniarza. Sprawa doktora miała inny, neutralny kryptonim - zapewnił "Gazetę Wyborczą" dyr. Frątczak.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"