W sklepach królują dziś "wysoko wydajne" szynki. Niestety, wydajność nie ma tu znaczenia pozytywnego. Oznacza, że z 1 kg mięsa udało się wyprodukować od 1,5 do 2 kg szynki, pisze "Dziennik Polski".
To cudowne rozmnożenie osiąga się dzięki nastrzykiwaniu mięsa mieszanką soli, azotanów, azotynów oraz polifosforanów, a także preparatów soi, skrobi, wyciągów z alg morskich. Te pierwsze mają zwiększyć masę mięsa, te drugie - sprawić, by wstrzyknięty płyn się nie wylewał i dlatego w żargonie noszą nazwę "kleju".
Niektórzy twierdzą, ze nasza szynka popsuła się z momentem wstąpienia do Unii Europejskiej i przyjęcia obowiązujących w niej przepisów. Sęk w tym, że przepisy te nikogo nie zmuszają do szprycowania szynki wodą i chemikaliami. I tak nie jesteśmy najgorsi: przeciętny Polak zjada rocznie ok. 7,5 kg czystej chemii, a Brytyjczyk - dwa razy tyle. To efekt władzy wielkich koncernów, które dla zysku potrafią już zrobić parówki cielęce nie tylko bez cielęciny, ale nawet bez mięsa.
Źródło: "Dziennik Polski"