Były nożyczki i wstęga. Przyjechał też ksiądz z kropidłem, ale wiadukt w Staniątkach nie został otwarty. Scenariusz na kolejne odcinki "Misia" - zauważa "Gazeta Krakowska".
Skandal, absurd, polityczne rozgrywki między marszałkiem a wojewodą - takie komentarze padały wczoraj koło wiaduktu w Staniątkach, małej miejscowości między Krakowem a Niepołomicami.
Do uroczystego otwarcia zamkniętego prawie rok wiaduktu, było już wszystko przygotowane. Podłączono mikrofony dla zaproszonych gości, w namiocie ustawiono stoły z jadłem i napitkiem. Z kropidłem czekał ksiądz, aby poświęcić drogę. Tłumnie przybyli także mieszkańcy, przekonani, że to już koniec kłopotów z dojazdem do Niepołomic. Wszyscy usłyszeli jednakże, że żadnego otwarcia nie będzie - relacjonuje gazeta.
Na gotowy już wiadukt samochody wjadą dopiero za 14 dni. Zdecydował przepis. - Decyzja o dopuszczeniu ruchu na tym obiekcie jeszcze się nie uprawomocniła. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, stanie się tak dopiero za dwa tygodnie - wyjaśnia Artur Kania z Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego.
Dlaczego dopiero wtedy? Bo te dwa tygodnie to czas, jaki przewiduje prawo na wniesienie odwołań od decyzji WINB. W tym wypadku jednak na pewno ich nie będzie, bo odwołać mógłby się tylko Zarząd Dróg Wojewódzkich, czyli... inwestor przebudowy wiaduktu.
- Złożyliśmy nawet oświadczenie, że tego nie zrobimy, więc teraz musielibyśmy odwołać się sami od siebie - stwierdził Grzegorz Stech, dyrektor ZDW. Nie ukrywał, że cała sytuacja zaskoczyła go, przede wszystkim dlatego, że wcześniej w podobnych przypadkach nigdy takich problemów nie było.
Źródło: Gazeta Krakowska