Europa Zachodnia promuje samochody napędzane na gaz ziemny. We Włoszech można nawet liczyć na dofinansowanie zamontowania instalacji w aucie. U nas fiskus na paliwo ekologiczne chce nałożyć podatek - ubolewa "Metro".
Projekt odpowiedniej ustawy przygotowało właśnie Ministerstwo Finansów. Zakłada on nałożenie 7-groszowej akcyzy na gaz ziemny wykorzystywany jako paliwo do pojazdów i coraz rzadziej mylony z popularnym w Polsce LPG, który napędza nawet 2,5 mln aut poruszających się po naszych drogach.
Jest on uważany za najbardziej przyjazny środowisku spośród wszystkich używanych dzisiaj paliw. A że każde z nich jest opodatkowane - np. olej napędowy ma akcyzę, która stanowi aż 32 proc. jego ceny - resort finansów stoi na stanowisku, że gaz ziemny nie może być wyjątkiem.
Dziś kierowcy za metr sześcienny tego gazu płacą średnio 1,80 zł, a jeśli ustawa wejdzie w życie, a może to się stać już przed wakacjami, mogą się liczyć z 5-procentowymi podwyżkami. Ilu to osób dotyczy? Specjaliści od rynku paliw mają trudności z dokładnym podaniem liczby aut napędzanych przez gaz ziemny. Tylko szacują, że może to być kilkadziesiąt tysięcy samochodów. Kierowców odstraszają bowiem ceny montażu odpowiedniej instalacji. Rozpoczynają się one od 8-9 tys. zł.
Czy decyzja o opodatkowaniu „błękitnego paliwa” będzie ciosem dla raczkującego rynku samochodów napędzanych ekologicznym gazem? - Akcyza nie powinna znacznie odstraszyć zainteresowanych tym paliwem, pod warunkiem że nie będzie ona następnie często podwyższana. Większym problemem jest brak promocji tego ekologicznego źródła energii, a także mała ilość stacji paliwowych i wysokie koszty instalacji - ocenia Urszula Cieślak, analityk rynku paliw z firmy Reflex.
Tymczasem Europa Zachodnia przekonała się do gazu ziemnego już lata temu. W Niemczech stacji z gazem ziemnym jest już ponad 600, a liczba ta wciąż rośnie. W Polsce jest ich obecnie kilkadziesiąt. Instalacja gazowa we Włoszech jest dofinansowywana nawet do poziomu 1500 euro. W Wielkiej Brytanii kierowcy korzystający z gazu ziemnego płacą niższy podatek drogowy i nie ponoszą opłat za poruszanie się po centrum Londynu.
Źródło: "Metro"