Afera hejterska w resorcie sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i przerwana sejmowa komisja wokół tej sprawy tematem "Faktów po Faktach". Zamieszany w aferę sędzia Tomasz Szmydt przeprosił dotkniętych jej efektami sędziów. - To nie jest tak, że ja nie odczuwam wstydu z tego powodu - przyznał. - Powstaje tutaj kluczowe zagadnienie dla państwa prawa, dla państwa demokratycznego: czy minister sprawiedliwości wiedział? - pytał. Była sędzia Barbara Dolniak opowiedziała o sejmowej komisji w sprawie afery. Oceniła, że niedopuszczalne było jej przerwanie. Rozmowie przysłuchiwał się sędzia Krystian Markiewicz, który był na celowniku afery. Mówił, że "bardzo docenia" działania sędziów, którzy odkrywają mechanizm hejtowania.
Gośćmi piątkowego wydania "Faktów po Faktach" w TVN24 byli sędzia Tomasz Szmydt oraz była sędzia Barbara Dolniak (aktualnie posłanka Koalicji Obywatelskiej). Rozmawiali o aferze hejterskiej w resorcie Zbigniewa Ziobry, o której media informowały w 2019 roku. Teraz sędziowie - których nazwiska pojawiły się w kontekście afery - Arkadiusz Cichocki i Tomasz Szmydt - ujawniają kulisy afery.
W rozmowie w studiu TVN24 brał też udział sędzia Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", który jest ofiarą afery hejterskiej.
"Niedopuszczalne było zamknięcie posiedzenia"
Barbara Dolniak mówiła o dzisiejszym zerwanym posiedzeniu komisji sprawiedliwości i praw człowieka, na której omawiano sprawę afery. Przewodniczący komisji Marek Ast (PiS) nie pozwolił zabrać głosu między innymi Cichockiemu i Szmydtowi.
CZYTAJ WIĘCEJ: Sędziowie niedopuszczeni do obrad komisji o "aferze hejterskiej". Zabrali głos na innym posiedzeniu
Dolniak zrelacjonowała, że Ast przerywając i zamykając posiedzenie "zasłaniał się dobrem śledztwa". - Proszę zauważyć, że zaproszeni goście to sędziowie, karniści, mający świetną wiedzę, co wolno im powiedzieć, a co nie - zwróciła uwagę.
- Niedopuszczalne było zamknięcie posiedzenia tej komisji, chociażby ze względu na ważny temat: aferę hejterską. Nie chodzi tu tylko o to, że wobec kogoś używano niewłaściwych słów, brzydkich określeń, ale wymyślono zespół, który wymyślał fakty w stosunku do sędziów, a następnie wypuszczał je, jako prawdziwe, w przestrzeń, podważając autorytety - mówiła. - Jednym z takich sędziów był sędzia Markiewicz - przypomniała.
Wypowiadając się na temat Zbigniewa Ziobry, Dolniak stwierdziła: - Oceniając ministra Ziobro, a mam na to okazję już drugą kadencję, patrząc na to, co robi i jak funkcjonuje, trudno uznać, że nie wiedział, co dzieje się w ministerstwie. Bo przecież dotyczyło to osób z bliskiego kręgu pana Ziobry.
- Nie zakładam, że sprawdzał każdą kolejną czynność. Ale nie wierzę w to, że nie wiedział o takiej sytuacji. Gdyby nie wiedział, to oznaczałoby tyle, że pozwolił na przejście do ministerstwa osobom, które tam w ogóle nie powinny się znaleźć. Mało tego, nie sprawował właściwego nadzoru nad tym ministerstwem. A to oznacza, że chociażby z tego powodu nie powinien pełnić funkcji ministra sprawiedliwości - oświadczyła.
"Chciałem przeprosić sędziego Markiewicza i pozostałych sędziów"
Szmydt powiedział w programie, że na komisji chciał "opowiedzieć, jak to funkcjonowało, jak to działało". - To była komisja sprawiedliwości i praw człowieka. To, co się wydarzyło, to dla mnie, jako dla sędziego i dla obywatela, było szokiem - przyznał.
Pytany o modus operandi grupy hejterskiej, w której przyznał, że brał udział, Szmydt zaznaczył, że chciałby zwrócić uwagę na jeden aspekt afery. - Powstaje tutaj kluczowe zagadnienie dla państwa prawa, dla państwa demokratycznego: czy minister sprawiedliwości wiedział, czy mógł wiedzieć? To jest znak zapytania - oświadczył.
Dopytywany, czy on zna odpowiedź na to pytanie, zaprzeczył. - Ja ministra sprawiedliwości na żywo nigdy nie widziałem. Nigdy nie miałem okazji rozmawiać z ministrem Ziobro, mimo że rok czasu byłem na delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości - powiedział.
- Z tych informacji, które się pojawiły, wynika, że wiceminister Piebiak powoływał się na ministra Ziobrę. Jeżeli się powoływał i mówił prawdę, to należy domniemywać, że również minister wiedział o całym mechanizmie - dodał.
Kto według Szmydta był ofiarą afery hejterskiej? - Sędziowie, którzy sprzeciwiali się obecnej władzy, zarówno sędzia Markiewicz, jak i szereg innych sędziów - odpowiedział.
- Korzystając z państwa gościnności, chciałem przeprosić sędziego Markiewicza i pozostałych sędziów za to, co ich spotkało. To nie jest tak, że ja nie odczuwam wstydu z tego powodu, bo tak jest, ale zdecydowałem się o tym mówić publicznie, mimo że nie jest to rzecz łatwa - powiedział sędzia Szmydt.
Pytany następnie, dlaczego zaangażował się w działanie grupy hejtującej sędziów, ocenił, że "to byłaby dłuższa historia", jednak pokrótce opisał swoje motywacje.
- W skrócie poszedłem do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości, żeby pracować przy tak zwanej komisji weryfikacyjnej, zajmującej się nieruchomościami. W swojej pracy zawodowej zajmowałem się nieruchomościami warszawskimi i poszedłem tam w wierze, że da się dzięki tej komisji wyjaśnić pewne nieprawidłowości. Od tego się zaczęło - opisał.
- Tam pracowałem pół roku. Potem przeszedłem do pracy w innym departamencie i zostałem do tej grupy (hejtującej sędziów, "Kasta" - red.) dopisany - konynuował.
Na zwrócenie uwagi, że z grupy można było się wypisać, odparł: - To nie było takie proste.
- Tym, który decydował, czy zostanę w ministerstwie, czy ta delegacja zostanie odwołana, był wiceminister Łukasz Piebiak. Oczywiście ostateczna decyzja należała do prezesa NSA, ale inicjatorem tego, czy zostanę w Ministerstwie Sprawiedliwości i o tym decydował Łukasz Piebiak. Czyli wycofanie się z tej grupy kończyło pewien etap, w cudzysłowie, kariery. Jeżeli ktoś trafia do takiej grupy, to wycofanie się jest bardzo ciężkie - wyjaśnił Szmydt.
Markiewicz: w grupie określenia jak z "Ojca chrzestnego"
Krystian Markiewicz, łączący się z programem z Katowic, odpowiedział, że "bardzo docenia" zarówno działania jego, jak i sędziego Cichockiego. - Tu nie tyle chodzi o mnie. Tu chodzi o to, żeby Polacy wiedzieli, co dzieje się w najważniejszych urzędach naszego kraju - zwrócił uwagę.
- Czego my się dowiadujemy? Że jest "herszt Piebiak", że jest "szef Ziobro". Przecież to określenia jak z "Ojca chrzestnego" - mówił dalej. - To rzecz nie do pomyślenia w demokratycznym państwie - przyznał.
Czym była afera hejterska?
Sprawę "afery hejterskiej" w sierpniu 2019 roku opisali dziennikarze Onetu. Podali wtedy, że na komunikatorze WhatsApp miała powstać zamknięta grupa o nazwie "Kasta", która wymieniała się pomysłami na oczernianie sędziów. Uczestniczący w niej Łukasz Piebiak miał utrzymywać w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów sprzeciwiających się zmianom wprowadzanym przez rząd PiS, w tym Krystiana Markiewicza. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra.
Piebiak, gdy rezygnował z funkcji w ministerstwie, zaprzeczył, jakoby miał związek z tymi działaniami. Zapowiedział, że będzie bronił swojego dobrego imienia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24