- Było ciemno jak w tunelu. Kierowca zamachał na mnie telefonem i mówi: chyba potrąciłem człowieka. Leżał jakieś 50 metrów od pasów. Jeszcze oddychał. Ale jak zobaczyłem, że zgubił but, wiedziałem, że będzie ciężko. Reanimowali go półtorej godziny. Czekałem, aż odzyska przytomność. Dowiedziałem się, że miał na imię Filip, 20 lat - opowiada taksówkarz z Częstochowy. Kierowca usłyszał zarzuty. Twierdzi jednak, że do wypadku nie doszło z jego winy.