- Byłem akurat na plaży z żoną, dzieckiem i znajomymi. W pewnym momencie zerwał się wiatr. Zwróciłem uwagę na chłopca i dziewczynkę w wieku może pięciu - sześciu lat. Oboje siedzieli na dmuchanym "flamingu", który zbliżał się w kierunku końca strefy wyznaczonej do pływania – mówi strażak.
Dodaje, że początkowo nie wyglądało to groźnie.
Strażak: dmuchany flaming nabierał coraz większej prędkości
- Widziałem jednak, że inne dmuchańce wiatr też zaczął zwiewać dalej od brzegu. Czułem, że może stać się coś złego i niestety nie pomyliłem się. Dmuchany flaming nabierał coraz większej prędkości. Tym bardziej, że zeskoczył z niego chłopiec i została na nim tylko dziewczynka. Towarzysząca dzieciom babcia nie zdążyła jej złapać i zaczęła wołać o pomoc. Krzyczała też dziewczynka – relacjonuje nasz rozmówca.
Mówi, że flaming był już mniej więcej 150 metrów od brzegu, za bojkami ograniczającymi miejsce do pływania.
Spadła z dmuchańca i zaczęła się topić
- Ja znajdowałem się z innej strony zalewu, miałem do niego około 50 metrów. Wskoczyłem do wody. Gdy miałem do dziewczynki jakieś 10 metrów, zauważyłem, płynąc, że spadła z dmuchańca i zaczęła się topić. Szybko przytuliłem ją do brzucha, a ona objęła mnie za szyję i tak dopłynęliśmy do brzegu. Podbiegł do nas jeszcze mężczyzna, który powiedział, że też chciał pomóc, ale nie umie pływać – opowiada st. ogn. Sowa.
Zaznacza, że w sezonie wakacyjnym na terenie kąpieliska zawsze był ratownik. Od września już go nie ma.
Nie uważa się za bohatera
- Nie uważam się za bohatera. Myślę, że każdy na moim miejscu, zrobiłby to samo. Ja dodatkowo mam ukończony kurs młodszego ratownika wodnego, a pływam od dziecka – uśmiecha się strażak.
Dumni z kolegi są strażacy z jego jednostki.
„To jest kolejny przykład właściwej i godnej postawy niesienia pomocy innym” – napisali w mediach społecznościowych.
Autorka/Autor: tm/tok
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: st. ogn. Łukasz Sowa/ KM PSP Zamość