Czarne habity, w których wycięte są jedynie otwory na oczy. Tak ubierają się członkowie Bractwa Męki Pańskiej, które powstało w Lublinie i stara się o akces do - istniejącego już od ponad 400 lat - krakowskiego arcybractwa. Bracia spotykają się na nabożeństwach w katakumbach kościoła i szykują się do procesji na cmentarzu, podczas której będą nieść świece i śpiewać pieśni zaduszne.
Wszystko zaczęło się w 1595 roku, kiedy to kanonik kapituły katedralnej w Krakowie, późniejszy biskup krakowski, ks. Marcin Szyszkowski założył Bractwo Męki Pańskiej.
- Nie wzięło się z niczego. Już bowiem w XV wieku powstawały w Krakowie świeckie stowarzyszenia religijne, które pielęgnowały kult Męki Pańskiej. W 1597 roku bractwo zostało oficjalnie zaakceptowane przez papieża, natomiast w 1605 roku - również za zgodą papieża - stało się arcybractwem, pod które podlegały inne bractwa. Taka forma pobożności stała się bowiem w Koronie bardzo popularna. Stowarzyszenia zaczęły powstawać w różnych miastach. W Lublinie do czasu zaborów działało ich kilka. Nasze powstało we wrześniu zeszłego roku. Nawiązujemy do tej, może nieco już zapomnianej, tradycji - wyjaśnia Michał Kargul, członek bractwa.
Razem z dziewięcioma osobami jest członkiem - zawiązanego w Lublinie - Bractwa Męki Pańskiej, które stara się o to, aby być filią wspomnianego krakowskiego arcybractwa.
- Bylibyśmy jedyną filią w Polsce. Wiem, że tego typu stowarzyszenia działają jeszcze w dwóch miastach, ale jak na razie nie zgłosiły takiej chęci jak my. W czasie tegorocznego Wielkiego Postu odwiedziliśmy arcybraci z Krakowa. Działają do dziś przy bazylice franciszkanów. Jest ich 15. Byli mile zaskoczeni, że w Lublinie jest grupa, która robi to co oni - podkreśla Kargul.
Spotykają się w katakumbach kościoła
Bracia spotykają się w każdy piątek w katakumbach pewnego lubelskiego kościoła. Schodzą tam zawsze po mszy, która rozpoczyna się o godz. 19. Ich nabożeństwo zaczyna się o godz. 20-20.15.
- Choć członkami bractwa mogą być wyłącznie mężczyźni, to oczywiście na nabożeństwo może przyjść każdy - mówi nasz rozmówca.
Bracia mają na sobie (tak jak przed wiekami oraz obecnie arcybracia z Krakowa) - czarne habity z kapturami, w których wycięte są jedynie otwory na oczy. Podczas nabożeństwa starają się nie włączać prądu. Palą się świece. Na specjalnej poduszce leży krzyż do adoracji.
- Wspominamy mękę Jezusa, adorujemy krzyż, odmawiamy "Ojcze Nasz" i "Zdrowaś Mario". Modlimy się też za papieża i duchowieństwo. Wszystko w łacinie. Po polsku jest tylko kazanie. Jeśli w nabożeństwie uczestniczy ksiądz to on je wygłasza, jeśli duchownego nie ma - czytamy kazanie z którejś z nabożnych ksiąg - opisuje Kargul.
Raz w miesiącu, podczas requiem za dusze zmarłych, biorą też udział w mszy w kościele. Zdarza się, że są wtedy ubrani w habity i asystują księdzu. Uczestniczą też w nabożeństwie w Wielki Piątek. Wchodzą do kościoła - wtedy już obowiązkowo w habitach - niosąc świece i krzyż procesyjny. Powtarzają łacińską sentencję "memento homo mori", czyli "pamiętaj człowiecze o śmierci".
Pójdą w procesji po cmentarzu
W weekend po Wszystkich Świętych zamierzają pójść w procesji po cmentarzu. Będą śpiewać pieśni zaduszne, idąc ubrani w habity oraz niosąc świece i krzyż procesyjny.
- Habity symbolizują fakt, że każdy jest równy wobec śmierci - wyjaśnia Kargul.
Przed wiekami bractwa zajmowały się też działalnością charytatywną. Opiekowały się chorymi i ubogimi czy też opłacały pogrzeby tych, których nie było na to stać.
- Z czasem do bractwa przylgnęło określenie Bractwo Dobrej Śmierci. W XVII czy XVIII wieku nie zawsze było tak, że ksiądz - po tym, jak odprawił nabożeństwo w kościele - uczestniczył na cmentarzu w pochówku zmarłego. Duchowny był na pogrzebach szlachty czy bogatszych mieszczan, ale ubodzy chłopi byli składani do grobu bez udziału księdza. Za ich dusze modlili się żałobnicy. Właśnie takim pogrzebom starali się przewodniczyć zakapturzeni bracia, którzy niejako zastępowali duchownych, co z czasem stało się częścią pobożności ludowej. Odmawiali modlitwy, mówili o zmarłym i tak dalej. Stąd też ludzie zaczęli nazywać Bractwa Męki Pańskiej właśnie Bractwami Dobrej Śmierci - opowiada Kargul.
Królowie skryci pod habitami i przywilej dla arcybractwa
Dodaje, że w I Rzeczpospolitej bractwa były tak popularne, że w obrzędach wielkopostnych brali też udział - ubrani w habity i skryci pod kapturami - królowie Zygmunt III Waza, Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan III Sobieski.
- Władysław IV nadał krakowskiemu arcybractwu przywilej, dzięki któremu co roku w Wielki Czwartek mogło ono wykupić z więzienia dowolną liczbę dłużników oraz uratować od śmierci jednego skazańca. Ten ostatni trafiał wtedy pod opiekę bractwa i jeśli chciał, mógł wstąpić w jego szeregi. Szedł wtedy w specjalnej procesji z czaszką w ręku i z zapaloną świecą - relacjonuje nasz rozmówca.
Przywilej ten krakowskie arcybractwo straciło wraz z utratą przez Polskę niepodległości.
- Później, szczególnie w zaborze rosyjskim i pruskim, bractwa były likwidowane. Zaborcy uważali, że mogą być one zarzewiem buntu. W zaborze austriackim cesarz Franciszek Józef I - choć był katolikiem - również negatywnie patrzył na tego typu działalność, ale na szczęście krakowskie arcybractwo nie zostało rozwiązane i działa do dzisiaj. Przetrwało nawet czasy PRL. I to pomimo tego, że 1949 roku władze zakazały działalności stowarzyszeniom religijnym - zaznacza Kargul.
Spotykają się z pewną rezerwą
Gdy pytamy, jak wierni - np. podczas nabożeństwa w Wielki Piątek - reagują na ubranych w habity członków bractwa, przyznaje, że daje się odczuć pewną rezerwę.
- Spotkaliśmy się z nawet z opiniami, że nasze stroje kojarzą się z Ku Klux Klanem, z którym oczywiście nie mamy nic wspólnego. Owszem szaty mogą budzić strach. Ale tylko po to, aby człowiek, który przypomni sobie o tym, że kiedyś umrze, przemyślał swoje życie. Niektórzy pytają, po co śpiewamy - a złośliwi twierdzą, że "wyjemy" - pieśni zaduszne. Inni mówią że nas szanują, ale ten typ pobożności do nich nie przemawia - opowiada nasz rozmówca.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Bractwo Męki Pańskiej w Lublinie