Mieli pomóc w życiowych problemach - oferowali, że spłacą długi i załatwią zamianę mieszkania. Zamiast tego, pozbawili dachu nad głową co najmniej kilka osób. Ofiarami oszustów padały osoby chore i w zaawansowanym wieku. Prokuratura zajęła się sprawą. Na trop sprawców życiowych dramatów wpadli reporterzy "Superwizjera" TVN i "Uwagi!".
Dziennikarze "Uwagi!" i "Superwizjera" TVN dotarli m.in. do Grzegorza M., któremu poszkodowani powierzali swoje mieszkania. Mężczyzna nie chciał odpowiadać przed kamerą na pytania dotyczące tego, czy - jego zdaniem - działał na szkodę łodzian.
Według dziennikarskich ustaleń, mężczyzna sprzedawał na podstawie upoważnień mieszkania po zaniżonej cenie. Za każdym razem kupującym była ta sama spółka. Upoważnienia były za każdym razem sygnowane podpisem tego samego notariusza.
"Nie wiem, dlaczego tak mówiła"
Na spotkanie z dziennikarzami Grzegorz M. wysłał Agnieszkę K., swojego adwokata (kobieta nie wyraziła zgody na pokazywanie swojej twarzy). Reporterzy pytali m.in. o mieszkanie Eugenii K., starszej kobiety z demencją, która o tym, że jej mieszkanie zostało sprzedane, dowiedziała się od... dziennikarzy.
- Ja wiem, że to mieszkanie zostało sprzedane. Szczegóły nie są mi jednak znane - przekonywała mecenas Agnieszka K., która przekonywała, że Eugenia K. była świadoma, kiedy dawała Grzegorzowi M. upoważnienie.
- Jak to możliwe, że kobieta w pełni władz umysłowych nie wie, że jej mieszkanie zostało sprzedane? - dopytywali reporterzy.
- Proszę pana, nie wiem, dlaczego pani Eugenia J. tak powiedziała - odpowiadała adwokat.
Przejęcie w białych rękawiczkach
Jak działała grupa? Do starszych schorowanych właścicieli zadłużonych mieszkań zgłaszała się Sandra M. lub przedstawiciel jej biura.
Poszkodowani udzielali upoważnienia Grzegorzowi M. lub innej osobie związanej z biurem Sandry M., właścicielki biura obrotu nieruchomościami. Działo się tak po rozmowach, które z będącymi w potrzebie mieszkańcami Łodzi prowadziła Sandra M.
Kobieta proponowała sprzedaż lokalu, spłatę długów i mniejsze mieszkanie. Potem już bez udziału właścicieli, pełnomocnicy po zaniżonej cenie u tego samego notariusza sprzedawali mieszkanie prywatnej spółce reprezentowanej przez Rafała R.
W taki sposób w Łodzi zawarto około 8-10 transakcji. Śledztwo w tej sprawie prowadzi łódzka prokuratura. - Zbieramy wszystkie sprawy i łączymy je w jedno postępowanie - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Notariusz nie ma sobie nic do zarzucenia
Wszystkie upoważnienia były sygnowane pieczęcią tej samej kobiety - notariusza prowadzącej swoje biuro kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi. Podczas rozmowy z reporterami TVN kobieta twierdziła, że nie robiła niczego złego. Ale i ona nie chciała wystąpić przed kamerą.
- Nie dochodzi do czynności, jeżeli dana osoba jest chora albo nieświadoma tego, co oznacza jej decyzja. Na mnie ciąży taki obowiązek, przecież akt notarialny nie posługuje się językiem powszechnym, tylko prawniczym, który może być niezrozumiały - mówi notariusz.
- Nie interesuje to pani, że pojawiają się osoby schorowane, stare, z oznakami demencji i dają upoważnienie obcej osobie do zarządzania całą swoją własnością? Pani nie jest zainteresowana, dlaczego ona to robi? A jeżeli podobna sytuacja pojawia się kilkukrotnie, z różnymi osobami? - dopytywali dziennikarze.
- Przechodzimy na konkretne przypadki, o których nie wolno mi rozmawiać. Kto daje pełnomocnictwo dostaje informację, że to najwyższy dowód zaufania - odpowiada kobieta.
Bez prądu i nadziei
Maria Ciesielska jest jedną z poszkodowanych osób przez grupę. Jej mieszkanie było warte około 167 tys. złotych. Zostało sprzedane za 100 tys. Kobieta podkreśla, że do dzisiaj nie dostała żadnych pieniędzy. Upoważnienie, które napisała stało się początkiem jej dramatu. Mieszka bez prądu, bo nowy właściciel go odciął.
Ona i inni poszkodowani nachodzeni są przez przedstawicieli nowego właściciela lokalu, w którym się znajdują. Kamery TVN nagrały m.in. Sandrę M. i prawnika reprezentującego właściciela.
- Właściciel chce obciążyć pana za bezumowne korzystanie z lokalu. Nie ukrywa, że chce wyłączyć ogrzewanie, bo on za to płacić nie będzie - podkreślała Sandra M.
- To jest szaleństwo. Żyję w ciemności, nie mam żadnej nadziei. Tak wyglądały moje święta, mój sylwester - rozpacza kobieta.
Cezary Wieczorek, siostrzeniec pani Marii, który mieszka razem z nią, podkreśla, że "zwierzęta to ostatnia radość w jego życiu". - Już nawet nie liczę dni. Wszystkie są takie same. Ta sama lampa, ten sam mrok - mówi załamany.
Efekt domina
Podobny do łódzkiego mechanizm przejmowania lokali wykryto również we Wrocławiu. Tamtejsza prokuratura postawiła zarzuty dwóm osobom, w tym byłemu dzielnicowemu, który dostarczał informacje o potencjalnych ofiarach. Po emisji materiału w TVN do redakcji zaczęły napływać sygnały z innych polskich miast.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/b/i/zp / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN