Jedna z firm produkujących pod Łodzią obicia dla mebli będzie źle wspominać współpracę z chińskim partnerem. Przedsiębiorcy zamówili przędzę, zapłacili ponad 33 tys. złotych cała, by w przesyłce odkryć... żwir. Teraz nie mogą odzyskać pieniędzy, ani pozbyć się niepotrzbnego towaru.
Pod koniec zeszłego roku do firmy z Aleksandrowa Łódzkiego zgłosili się przedsiębiorcy z Chin, z atrakcyjną ofertą sprzedaży przędzy.
- Cena była na tyle niska, żebyśmy byli zainteresowani i na tyle wysoka, żeby transakcja nie wydawała się podejrzana - mówi tvn24.pl Marek Kranc, przedstawiciel firmy.
Strony doszły do porozumienia, a w styczniu do Polski przypłynął kontener. - Zapłaciliśmy 122 tysiące złotych za towar i 33 tysięcy cła oraz VAT-u. To był początek problemów - mówi nasz rozmówca.
Ale o tym odbiorcy dowiedzieli się dopiero w Aleksandrowie, gdy otwarto zaplombowany kontener. W środki zamiast przędzy był żwir.
Chiński problem
O tym, jak fatalne konsekwencje będzie miał "chiński przekręt", polscy przedsiębiorcy też nie dowiedzieli się od razu. - Wiedzieliśmy, że sprawa nie będzie załatwiona od ręki, ale najbardziej zawiedliśmy się na polskich instytucjach - rozkłada ręce Marek Kranc.
Okazało się bowiem, że celnicy nie zamierzają oddawać pieniędzy, które zostały wpłacone za wpuszczenie towaru na teren Unii Europejskiej.
Marcin Daczko z Izby Celnej w Gdyni tłumaczy co prawda, że postępowanie w sprawie zwrotu pieniędzy zostało wszczęte, ale jest na razie zawieszone. - Będzie tak do czasu dostarczania przez firmę wyników dochodzenia prowadzonego przez chińskie organy ścigania - informuje Daczko.
Żwir nie do ruszenia
O ile przedsiębiorcy byli w stanie zrozumieć zastój związany ze zwrotem podatku, nie potrafią pogodzić się z innym absurdem. - Żeby prowadzić działalność musimy korzystać z wynajętych magazynów. Nasze są zawalone 22 tonami niepotrzebnego żwiru - kręci głową z niedowierzaniem przedstawiciel oszukanej firmy.
Jak to możliwe? Zgodę na zniszczenie towaru również muszą wydać celnicy. Kiedy jednak firma zgłosiła się do nich, usłyszała, że towar musi na razie zostać nietknięty. - Wniosek o zniszczenie będzie rozpoznany po zakończeniu czynności przed naczelnikiem Urzędu Celnego w Gdyni - tłumaczy Beata Bińczyk z Izby Celnej w Łodzi.
I tak sprawa wróciła do punktu wyjścia: przedsiębiorca musi czekać na decyzję urzędników z Łodzi, ci - na kolegów z Gdyni, a ci ostatni - na sukces śledczych w Chinach. - Bareja się w grobie przewraca ze śmiechu. Chcieliśmy nawet oddać ten żwir na posypywanie dróg, ale urzędnicy w Aleksandrowie się nie zgodzili - opowiada nasz rozmówca.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź