Violetta G., dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 192 w Łodzi, przywłaszczyła 13 tys. złotych, w tym 800 złotych na obiady dla najbiedniejszych dzieci - twierdzi prokuratura. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do sądu. Dyrektorka została zawieszona w pełnieniu funkcji po tym, jak sprawą zainteresowali się dziennikarze.
O sprawie pisaliśmy na tvn24.pl na początku kwietnia. Po tym, jak nagłośniliśmy sprawę, kobieta została zawieszona w pełnieniu funkcji dyrektora. Obecnie w placówce jej obowiązki pełni zastępczyni. Oskarżonej Violetcie G. grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
- Z naszych ustaleń wynika, że w ciągu dwóch lat przywłaszczyła 13 tys. złotych. W większości były to pieniądze z komitetu rodzicielskiego, ale również 800 złotych przekazanych przez miejscowy kościół na obiady dla biednych dzieci - tłumaczy Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Kobieta nie przyznaje się do winy. Przyznaje, że wzięła pieniądze, ale tłumaczy, że korzystała z nich do przeprowadzania drobnych prac w szkole. Do końca śledztwa nie była jednak w stanie przedstawić żadnej dokumentacji, która potwierdziłaby jej wersję.
Czekali na dziennikarzy?
Dyrektorka pierwsze zarzuty usłyszała w sierpniu ubiegłego roku. Akt oskarżenia w jej sprawie został wysłany do sądu w lutym. Zwierzchnicy Violetty G. na jej problemy prawne zareagowali jednak dopiero po interwencji dziennikarzy. Na początku kwietnia na łamach lokalnej prasy urzędnicy informowali, że kobieta zostanie usunięta ze swojej funkcji, kiedy zostanie skazana.
Dzień później, kiedy zaczęliśmy dopytywać o tę sprawę, urzędnicy poinformowali, że wszczęli procedurę zawieszenia Violetty G. I chociaż Krzysztof Piątkowski, wiceprezydent Łodzi odpowiedzialny za edukację nie uważa, żeby zwłoka była duża, podziękował nam za zainteresowanie się sprawą.
- Z dużą pokorą przyjmujemy informacje przekazywane nam przez dziennikarzy - mówi Piątkowski.
Niepokoić może fakt, jak mało urzędnicy wiedzieli na temat dyrektorki szkoły znajdującej się na terenie miasta. W październiku minionego roku, czyli dwa miesiące po tym jak Violetta G. usłyszała pierwsze zarzuty, dostała... nagrodę pieniężną z okazji Dnia Komisji Edukacji Narodowej. Nagrodę wręczył sam Krzysztof Piątkowski.
- Kiedy nagroda była wręczana, nie wiedzieliśmy o zarzutach - przyznaje wiceprezydent.
Wiara w niewinność
Jak to się stało, że w szkole nikt nie zauważył, że dyrektorka miała podbierać pieniądze z kasy? Nie było łatwo znaleźć odpowiedź na to pytanie, bo Jolanta Zakosztowicz, która pod nieobecność przełożonej rządzi placówką, nie chciała przez kilka tygodni umówić się z nami na rozmowę.
W końcu się udało, ale wicedyrektor Zakosztowicz o sprawie wypowiada się bardzo ogólnie.
- Wierzę, że zarzuty są nieprawdziwe. Ja o sprawie nic nie wiem, z innymi pracownikami na ten temat nie rozmawiam, bo nie czuję takiej potrzeby - tłumaczy wicedyrektorka.
Jolanta Zakosztowicz tłumaczy, że dopiero "wgryza się" w pracę dyrektorki, dlatego nie potrafi wytłumaczyć, w jaki sposób pieniądze mogły znikać ze szkolnej kasy.
- Wcześniej, pełniąc obowiązki, wicedyrektora zajmowałam się kwestiami pedagogicznymi. Sprawy finansowe były mi obce - informuje.
Przekonanie o niewinności swojej przełożonej opiera na "wierze w człowieka i pewnej intuicji".
Więcej w programie "Blisko ludzi" na kanale TTV
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i/zp / Źródło: TVN24 Łódź/"Blisko ludzi" TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV Blisko ludzi