Wysuwają maszt, nagrywają z ukrycia. Potem sypią się surowe mandaty

Obserwują przejścia z ukrycia
Patrzą na przejścia z ukrycia
Źródło: TVN24 Łódź

- Musimy być surowi, bo to wykroczenia, które mogą decydować o ludzkim życiu - mówią łódzcy policjanci o akcji monitorowania przejść dla pieszych. Są one obserwowane z ukrycia, za pomocą specjalnego masztu. Kierowcy, którzy zagrażają pieszym mają się czego obawiać.

W biurze prasowym łódzkiej drogówki odwiedzających wita duża mapa Łodzi. W nią wbijane są kolejne szpilki - czerwone i niebieskie.

- Każda szpilka to jeden zabity na drodze. Wbijamy je od początku roku - opowiada sierż. sztab. Jadwiga Czyż z łódzkiej drogówki.

Niebieska szpilka oznacza, że poszkodowany zmarł w szpitalu; czerwona - że na miejscu.

- Co tydzień wbijamy co najmniej jedną - tłumaczy policjantka.

Na mapie widoczne są tylko wypadki śmiertelne. Ale potrąceń jest na tyle dużo, że trzeba było coś z tym zrobić.

- Ustawianie radiowozu w niebezpiecznych miejscach nie ma sensu. Widząc funkcjonariuszy, kierowcy jadą zgodnie z przepisami. Ale kiedy policja odjeżdża, to wszystko wraca do smutnej normy - mówi Czyż.

Ta norma to - jak zaznacza nasza rozmówczyni - wyprzedzanie na pasach (za co grozi 200 złotych mandatu) i omijanie pojazdów, które zatrzymały się, żeby przepuścić pieszych (500 złotych kary i 10 punktów karnych a w niektórych przypadkach również zatrzymanie prawa jazdy i skierowanie sprawy do sądu).

Z masztu

Łódzcy policjanci postawili więc na prewencję. W pobliżu wyznaczonych przejść ustawiają ruchome stanowisko dowodzenia, czyli nieoznakowanego vana wyposażonego w system kamer.

Pojazd może stać kilkadziesiąt metrów od pasów, bo jest wyposażony w specjalne maszty.

- Wysuwają się one wraz z przyczepionymi do niego kamerami - opowiada Jadwiga Czyż.

Kilkaset metrów za obserwowaną "zebrą" czekają już inni policjanci - w oznakowanych radiowozach. Za pomocą radiostacji otrzymują informacje o tym, kogo i za co trzeba zatrzymać.

- Kierowcy zazwyczaj próbują się tłumaczyć. Ale tylko do momentu, kiedy dowiadują się o tym, że zostali nagrani - tłumaczy sierż. sztab. Czyż.

Tłumaczy, że akcja z ukrycia ma przekonać kierowców do przestrzegania przepisów.

- Jeżeli do kogoś nie przemawia fakt, że może mieć ludzkie życie na sumieniu, to niech chociaż boi się surowego mandatu - kończy rozmówczyni tvn24.pl.

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: