Dzisiaj w Łodzi rozpoczął się proces trzech mężczyzn, którzy w zeszłym roku przez kilka dni mieli przetrzymywać w mieszkaniu i brutalnie gwałcić 26-latkę. Monika R. po uwolnieniu się trafiła do szpitala, w którym zmarła po trzech tygodniach.
Na sali rozpraw łódzkiego sądu wprowadzeni zostali trzej oskarżeni: dwóch 36-latków i 33-latek. Byli w pomarańczowych uniformach, bo wszyscy zostali uznani w areszcie za niebezpiecznych.
Prokuratura zarzuciła im gwałty zbiorowe ze szczególnym okrucieństwem, pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem i spowodowanie obrażeń ciała, które doprowadziły do zgonu.
Przewód sądowy rozpoczął się we wtorek. Po odczytaniu aktu oskarżenia jawność procesu została wyłączona.
Koszmar
Historię 26-letniej Moniki R. opisaliśmy w Magazynie TVN24. Śledztwo wykazało, że w lipcu ubiegłego roku znalazła się w mieszkaniu na łódzkiej Dąbrowie.
- Wszystko wskazuje na to, że do lokalu weszła dobrowolnie. Ale nie ulega wątpliwości, że została potem uwięziona w środku - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej.
I była ofiarą brutalnej przemocy. Co najmniej - jak wykazano w akcie oskarżenia - przez osiem dni.
- Była poniżana, bita i brutalnie gwałcona. Cierpiała tak, jak człowiek może tylko cierpieć za życia - opowiada w rozmowie z tvn24.pl Katarzyna, matka Moniki.
Uciekła, kiedy - jak ustalono w czasie śledztwa - oprawcy stwierdzili, że "zaczęła śmierdzieć".
Przed śmiercią zdążyła opowiedzieć matce, przez co przeszła.
- W trakcie śledztwa korzystaliśmy w dużej mierze z wiedzy, którą poszkodowana zdołała przekazać matce. Niestety stan ofiary przemocy był tak zły, że nigdy nie udało się jej przesłuchać - mówi Kopania.
Zbrodnia
- Kilka dni przed jego popełnieniem podwyższono maksymalną karę za to ostatnie przestępstwo. Dzięki temu będziemy mogli domagać się kary dożywotniego pozbawienia wolności dla podejrzanych – mówi prokurator Wioletta Skorupska, która prowadziła śledztwo.
Oskarżeni mają też odpowiedzieć za kierowanie gróźb karalnych.
- Mężczyźni grozili 26-latce i jej matce śmiercią. Chcieli w ten sposób wywrzeć wpływ na pokrzywdzoną - dodaje prokurator Skorupska.
Według ustaleń śledczych, Monika była zastraszona, dlatego na początku próbowała ukryć, przez co przeszła. Tuż po uwolnieniu się z mieszkania rozmawiała z policjantami, którzy zajmowali się sprawą jej zaginięcia. Kobieta powiedziała wtedy, że "była na imprezie" i nie czuje się ofiarą przestępstwa.
Szokujący materiał dowodowy
Prokuratorzy zabezpieczyli - jak przyznawali w czasie śledztwa - wyjątkowo bulwersujący materiał dowodowy. Okazało się, że jeden z oskarżonych robił Monice zdjęcia.
- Fotografie są szokujące. Nic więcej nie mogę powiedzieć - ucina prokurator Krzysztof Kopania.
Dodatkowo śledczy dysponują opinią biegłych, którzy badali podejrzanych.
- Z opinii wynika, że w czasie popełniania przestępstw byli w pełni poczytalni i mogą odpowiedzieć za swoje czyny - dodaje Kopania.
Prokuratorskie poprawki
Śledztwo trafiło do prokuratury dla Łodzi Widzewa.
Oskarżeni mężczyźni na początku byli podejrzani jedynie o gwałt (śledczy nie postawili im żadnych zarzutów w związku z przetrzymywaniem Moniki R.). Dwaj mężczyźni po przesłuchaniu zostali aresztowani przez sąd, trzeci mógł wyjść na wolność, bo śledczy zawnioskowali dla niego o inne niż areszt środki zapobiegawcze.
- Nie można godzić się na traktowanie takich spraw po macoszemu. Nie można godzić się, aby prokuratura postępowała bezdusznie wobec tak okrutnych przestępstw. Dlatego też zdecydowałem się wyciągnąć konsekwencje dyscyplinarne - oświadczył Ziobro.
Minister odwołał z funkcji Lidię Zarzycką-Rzepkę, zastępcę prokuratora rejonowego dla Łodzi Widzewa, która nadzorowała śledztwo. Ziobro poinformował też o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec prokuratora referenta sprawy. Aresztowano też trzeciego podejrzanego o katowanie Moniki R.
Oskarżeni mężczyźni nie przyznają się do winy. Według ich wersji, Monika dobrowolnie uczestniczyła w spotkaniu.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź