Jeszcze niedawno był ulubieńcem rodziny. Tak przynajmniej wynika ze zdjęć, które właściciel dwuletniego amstaffa umieszczał w sieci. To jednak nie przeszkodziło mu w porzuceniu zwierzęcia przed schroniskiem dla zwierząt. - Mówiliśmy mu, że za porzucenie będzie miał problemy prawne, ale on nie słuchał. Mówił, że spieszy się do pracy - opowiadają pracownicy schroniska.
"Moja kochana myszka" - tak umieszczone w sieci zdjęcie dwuletniego amstaffa podpisał jego właściciel. Wpis umieścił 15 sierpnia. Wczoraj, czyli niecałe dwa miesiące później pies został przywiązany do słupa i porzucony.
- Ten człowiek przyszedł we wtorek wieczorem do schroniska i poinformował, że chce porzucić psa. Mówił, że zwierzę stało się agresywne - mówi Marta Olesińska, pracownik łódzkiego schroniska.
Pracownik nocnej zmiany poinformował właściciela psa, że schronisko jest zamknięte i nie załatwia się żadnych spraw dotyczących zwierząt.
- Mężczyzna jednak nie chciał czekać. Powiedział, że spieszy się do pracy. Że musi wyjeżdżać - tłumaczy Olesińska.
W schronisku już wiedzieli, co się święci. Dlatego pracownicy zaczęli ostrzegać mężczyznę przed konsekwencjami porzucenia psa.
- Jest pan właścicielem psa, nie może go pan tak po prostu zostawić - mówili mu pracownicy.
Mężczyzna odparł, że "nie jest właścicielem, bo już nie chce tego psa". Dlaczego? Podobno pies "stał się agresywny".
- Potem poszedł ze zwierzęciem w kierunku samochodu. Przez chwilę rozmawiał przez telefon. Potem odjechał. Okazało się, że pies został na miejscu; był przywiązany do słupa - mówi Olesińska.
Czas na karę
Przerażony pies został wprowadzony do schroniska. Podczas badań okazało się, że pies ma chip, dzięki któremu udało się ustalić, dane właściciela.
- Okazało się, że porzucony amstaff trafił do nas już w czerwcu. Został znaleziony przez przypadkową osobę, kiedy błąkał się po centrum miasta. Wtedy został mu wszczepiony chip - mówi Marta Olesińska.
Dwa dni po pierwszej "wizycie" amstaffa w schronisku odebrał go właściciel. Tłumaczył, że pies mu po prostu uciekł.
Jak słyszymy w schronisku, o wczorajszym porzuceniu zostanie poinformowana policja. Porzucenie zwierzęcia to forma znęcania się nad nim. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
"Już go nie chcę"
Jak na ironię, łódzkie schronisko od tygodnia prowadzi akcję pod tytułem "nie porzucaj!". W jej ramach informuje m.in. o tym, co zrobić, kiedy pies staje się agresywny (tak, jak to miało mieć miejsce w tej sytuacji).
- Nie można tak po prostu powiedzieć, że "już się nie chce psa". Właściciel jest zobowiązany zostawić takie zwierzę na obserwacji, za którą płaci państwo. W jej trakcie pies jest diagnozowany pod kątem skłonności do agresji i wścieklizny - mówi Olesińska.
W zależności od wyników obserwacji, pies może trafić np. na leczenie.
- Nie ma jednak procedury, która zakłada porzucenie psa bez podania przyczyny. Bo już go nie chcę, bo się znudził - kończy nasza rozmówczyni.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Schronisko w Łodzi