- Zaczęło mi się kręcić w głowie, potem upadłam - opowiada 81-letnia pani Anna. Spotykamy ją na oddziale ratunkowym szpitala im. Barlickiego w Łodzi, do którego podczas upalnych dni trafia ponad dwa razy więcej pacjentów niż normalnie. - W większości to odwodnienia, ale notujemy też dużo więcej udarów niż zazwyczaj - podkreślają lekarze. I ostrzegają przed niedzielą, mówią o "syndromie mszy niedzielnej".
Podczas letniego dyżuru przy "normalnych" temperaturach SOR szpitala im. Barlickiego w Łodzi przyjmuje około 100 pacjentów. W czasie upałów jest ich co najmniej 250.
- Karetki w zasadzie nie zatrzymują się. Nawet nie mamy gdzie kłaść chorych - mówi tvn24.pl Piotr Kuna, dyrektor szpitala.
Najwięcej jest pacjentów z objawami przegrzania organizmu. Potrzebują kroplówki, cienia i ochłodzenia. Wielu z nich wcześniej piło alkohol. Niestety, nie brakuje też chorych, którzy trafiają do placówki z udarem.
- Średnio w czasie roku przyjmujemy 5 osób z udarem. Przedwczoraj było ich 15, wczoraj 12. To są często ludzie, którzy do końca życia pozostaną inwalidami - zaznacza Kuna.
I dodaje, że pacjenci z udarem najczęściej zignorowali znaki ostrzegawcze, które dawał im przegrzany i odwodniony organizm.
- Zaczyna się od nudności, potem są bóle głowy i brak sił. Jeżeli w porę nie schłodzimy organizmu i nie podamy elektrolitów, robi się groźnie - zaznacza nasz rozmówca.
"Piekło w kamienicy"
Pani Anna, 81-letnia łodzianka, rozmawia z nami tuż po badaniu tomografem komputerowym. Lekarze sprawdzali, czy nie doszło do uszkodzenia mózgu, kiedy straciła przytomność w swoim mieszkaniu i uderzyła się o kanapę.
- To była chwila. Zrobiło mi się słabo, chciałam usiąść, ale nie zdążyłam - opowiada i dodaje, że upał w mieście jest dla niej "prawdziwym piekłem".
Kobieta wyjaśnia, że mieszka w starej kamienicy - w jej domu praktycznie nie ma cyrkulacji powietrza.
- Słońce świeci mi w okno do wieczora. Temperatura w środku przekracza 35 stopni, wieczorem obniża się nieznacznie. Nie ma czym oddychać - wzdycha ciężko.
Zobacz najnowszą prognozę pogodę Tomasza Zubilewicza:
Utrata 4 l wody w godzinę
Lekarz dyżurny SOR, dr Piotr Strzelecki mówi, że dziennie pomaga wielu pacjentom w podobnej sytuacji co pani Anna.
- Najczęściej to osoby starsze. Często z zaburzeniami termiki spowodowanymi innymi jednostkami chorobowymi. Nie muszą wychodzić z domu, żeby gorąco poważnie wpłynęło na ich zdrowie - tłumaczy.
I dodaje, że człowiek znajdujący się w zbyt gorącym miejscu potrafi w ciągu godziny wypocić 4 l wody.
- Skala tej utraty jest olbrzymia. Dla kogoś, kto w ciągu dnia wypije tylko 1,5 litra wody, to prosta droga do poważnego odwodnienia - tłumaczy.
W szpitalu też ciepło. "Ledwo tu oddycham"
Ci, których afrykańskie temperatury zastały w szpitalu, też mają na co narzekać. Pani Zuzanna ma od lat problemy z płucami. Oddział pulmonologii, którego jest pacjentką, nie ma klimatyzacji.
- Tu leżą cały dzień chorzy ludzie, słońce świeci. Ledwo tu oddycham - narzeka pacjentka.
Mówi, że stara się zasłaniać rolety. To jedyny sposób na to, żeby było trochę chłodniej.
Panią Grażynę spotykamy na oddziale neurologii. Jej łóżko zostało wystawione na korytarzu, bo w salach nie ma miejsca. Nasza rozmówczyni jednak nie narzeka.
- Tu jest trochę chłodniej niż w salach. Co nie znaczy, że jest dobrze. Ale trzeba to jakoś przetrwać - uśmiecha się.
Im cieplej, tym gorzej
Więcej pacjentów niż normalnie mają placówki w całym kraju. Dyrektor pogotowia w Katowicach Artur Borowicz podkreśla, że obecnie karetki wyjeżdżają 20 proc. częściej niż zazwyczaj. Dodaje, że zespoły ratownictwa najczęściej wyjeżdżają do ludzi starszych i dzieci.
Z kolei Katarzyna Brożek z gdańskiego szpitala Copernicus twierdzi, że chorzy przywiezieni do jej placówki najczęściej nie wymagają hospitalizacji. - Jak zawsze zapominają o piciu wody, a często piją alkohol na słońcu i tak to się kończy. Wzmacniamy organizm i jest dobrze - tłumaczy rozmówczyni tvn24.pl.
Podobnie jest we Wrocławiu. - Najgorzej jest rano, jak ludzie idą na zakupy, i jak wychodzą z pracy. Wczoraj od godz. 7 do 19 mieliśmy 44 zasłabnięcia, dziś jest podobnie - mówi dr Grażyna Paszkiet-Wójcik, rzecznik pogotowia we Wrocławiu.
Z powodów upałów warto wprowadzić sjestę? Zobacz materiał Faktów TVN:
"Syndrom mszy niedzielnej"
W Łodzi słyszymy, że największa fala przegrzanych pacjentów może przyjść w niedzielę. Wszystko przez tzw. syndrom mszy niedzielnej.
- Wiele osób, przystępując do komunii, nie je, nie pije. Idzie do kościoła, uczestniczy w mszy. Do wysokiej temperatury dochodzi często brak cukru, brak elektrolitów i ci ludzie mdleją jak muchy - opowiada prof. Piotr Kuna.
I dodaje, że od godz. 10 do 12 jest najwięcej takich przypadków.
- Jak mamy mszę w niedzielę, to jest tak, że z jednego kościoła potrafi przyjechać siedem karetek - kończy lekarz.
Afrykańskie powietrze nad Polską
Wysoka temperatura sprawia, że mieszkańcy niektórych rejonach mają problem z dostępem do wody. Tak jest na przykład w części gmin w rejonie Kłodzka (woj. dolnośląskie). Wszystko dlatego, że obniża się lustro wody w studniach i w rejonach wiejskich wody zaczyna po prostu brakować. W rejonie Ząbkowic gminy dostarczają wodę beczkowozami. Problemy są też w Karpaczu - tam burmistrz zaapelował o to, żeby wstrzymać się z podlewaniem ogródków.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż, mag, ws, tam / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź